niedziela, 12 października 2014

Rozdział dziewiąty.

Lily po obiedzie postanowiła wziąć się za lekcje. Przez ostatnie dni nieco zaniedbała obowiązki, więc należałoby to jakoś nadrobić. Wzięła pod pachę potrzebne rzeczy i udała się do biblioteki, mając nadzieję, że chociaż tam zastanie ciszę i spokój, którego ostatnio potrzebowała. Od czasu wypadku raz na jakiś czas nawiedzał ją bowiem silny ból głowy. Oczywiście, nie powiedziała o nim nikomu, bo i bez tego wszyscy się zamartwiali o jej stan zdrowia. "Wszystko w porządku?" ; "Jak się czujesz?". Niby to nic wielkiego, przyjaciele się o nią troszczą, więc powinna być wdzięczna.
I była. Tyle, że.. No bez przesady. Rozumiała fakt, że jest młodsza od reszty rodziny, ich znajomych. W końcu zawsze też to ją najbardziej głaskano po głowie. Do tej pory nie miała nic przeciwko temu.
Ale ta sprawa to co innego. Te ciągłe pytania przeszkadzały jej dlatego, że sama się o siebie bała, a troskliwe i pełne obawy spojrzenia przyjaciół potęgowały to uczucie. Po prostu w niewytłumaczalny sposób na każdym kroku czuła się zagrożona. Nadal nie pamiętała nic z tamtego wieczora, ale nie wiedzieć czemu miała głęboko w sobie złe przeczucia. Do tego zauważyła, że ostatnio jest blada bardziej niż zazwyczaj. Jej zwykły optymizm i wesołe usposobienie, też jakby się gdzieś pomału ulatniały, pustosząc wnętrze.
Jak na razie efekty tego były mało widoczne i ledwo odczuwalne, jednak wrażliwa istotka szybko je dostrzegła. Pomimo, że mogła być to jedynie chwilowa zmiana nastroju, zaniepokoiła ją. Nie chciała w tym całym rozgardiaszu zatracić siebie. Bo lubiła być tą właśnie Lily. Żadną inną.

Ina od zawsze miała pomysł na siebie. Zadziorna, pewna siebie, inteligentna, sprytna. Z takimi cechami mogłaby z powodzeniem trafić do domu węża. W sumie do tej pory, nie wiedziała dlaczego osadzono ją w Gryffindorze. Nie, żeby jej to przeszkadzało, ale po prostu chciałaby wiedzieć.
W każdym razie w ramach jej planu na życie znajdowała się oczywiście praca aurora, ale nie tylko. Miała też już od dawna ułożone pewne przedsięwzięcie. Na dużą skalę rzecz jasna, ale jak do tej pory nie znalazła sposobności, aby ostatecznie się do niego zabrać. Dlatego postanowiła z tym ruszyć właśnie teraz. To jej ostatni rok w Hogwarcie i nie zamierza go zmarnować, jak większość dziewczyn w jej wieku na uganianiu się za chłopakami. Żeby jednak wystartować z jakimkolwiek pomysłem musiała udać się do Zakazanego Lasu. Potrzebowała bowiem stamtąd pewnej nietypowej rośliny. Poza tym przy okazji miała nadzieję na rozwiązanie jeszcze jednego problemu. Ale to, czy uda jej się to załatwić zależy w tej chwili jedynie od jej szczęścia oraz tego, jak wysoką cenę będzie gotowa za to zapłacić.


Kiedy za oknami zrobiło się ciemno, fioletowo-włosa osóbka wymknęła się z dormitorium, aby kilka minut później zniknąć pod osłoną ciemnych, grubych konarów i rozłożystych gałęzi. 

Tamtego wieczoru Sophie pierwszy raz naprawdę poczuła, że ma oparcie w Jamesie. Oczywiście, znała go nie od dziś i wiedziała, że nie porzuci on swojego dotychczasowego trybu życia, zwykłego temperamentu. Większość osób uważała, że tego właśnie od niego oczekuje, ale nie. Nie mogłaby mu tego zrobić. Owszem, różnił się znacznie od niej, ale przecież nie chodzi o to, aby byli identyczni. Denerwował ją taki tok myślenia. W ogóle nie patrzyła przychylnie na ocenianie człowieka z góry, uważała to za nieuczciwe. 
Toteż zachowanie chłopaka zdecydowanie zdobyło uznanie w jej oczach. Sprawił, że w miarę jak opowiadała o tym, co się jej przydarzyło, przestawała się trząść i odzyskiwała wewnętrzny spokój. Po chwili jedynym czynnikiem przyśpieszającym bicie jej serca było obejmujące ją ramię Pottera oraz jego zapach, który dopiero teraz tak mocno odczuła. 
-Dziękuję ci. - wyszeptała na zakończenie swojej opowieści. Chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym delikatnie się uśmiechnął.
-Naprawdę nie masz za co. - odpowiedział, po czym nastała chwila ciszy, która dla obojga ciągnęła się w nieskończoność. Żeby przerwać ten niezręczny moment i trochę rozluźnić atmosferę James zagadnął z błyskiem w oku - Wiesz, właściwie jest już tak późno, że bez sensu jest wracać do dormitorium. 
-Hmm. Więc co proponujesz w zamian? - spytała unosząc brew Gryfonka.
-Chodź, to ci pokażę. - powiedział chłopak wstając, a następnie podając Soph rękę. Po chwili bez zastanowienia ujął jej dłoń i poprowadził przez ciemne, kręte korytarze Hogwartu, oświetlane jedynie blaskiem z jego różdżki.

Tego popołudnia Albus Potter zdecydowanie nie miał się gdzie podziać. Scorpius jak zwykle gdzieś zniknął, a Smith była zajęta swoim chłopakiem. Ślizgon zdecydował się więc na przećwiczeni kilku zaklęć. Udał się w tym celu na Wieżę Astronomiczną i nawet nie zauważył, kiedy zrobiło się ciemno. Postanowił, że dłużej nie będzie się katował i wróci do dormitorium, bo a nóż widelec Malfoy raczył się tam pojawić. Jednak coś mu mignęło za oknem. Jakiś... cień? Podszedł bliżej, aby się przyjrzeć. Fioletowa czupryna? Mogła należeć tylko do jednej osoby. "Oj, panno Sivertsen, ja już zacząłbym się zastanawiać, jak będzie chciała pani spożytkować swój nadmiar energii." - pomyślał, po czym zbiegł schodami w dół i skierował wprost do Zakazanego Lasu. Jednak ten weekend chyba nie będzie taki nudny jak mu się na początku wydawało.

_____________________________________________________________

Rozdział niezbyt zaskakujący, ale przykro mi, niczego lepszego nie dałabym rady stworzyć na dziś. Poza tym dialogów też nie ma sporo, ale taki był mój zamysł. Zachęcam do komentowania, Avada ;)

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział ósmy.

- Cichutko mała, uspokój się - usłyszała wypowiedziane szeptem wprost do jej ucha słowa. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że trzęsie się cała jak osika. Nie mogła nad tym zapanować. Tak bardzo chciała, ale nie mogła. – Jesteś aż takim tchórzem? No, no. Nie spodziewałem się. A podobno Gryfoni to ci odważni. – poczuła wilgotny oddech nieznajomego na swoim karku, wydobywający się z jego ust pod wpływem chrapliwego chichotu. Mdliło ją na dźwięk tego ironicznego tonu. Śmiał się z niej pod nosem. Dziewczyna miała coraz większe problemy ze złapaniem oddechu, a na jej bladym czole zaczęły pojawiać się kropelki potu.

Sophie znała głos, który do niej szeptał, jednak przez tę całą panikę nie potrafiła dokładnie zidentyfikować jego właściciela. Z resztą powiedzmy sobie szczerze: w tamtej chwili nie rozpoznałaby nawet głosu własnej matki. Nagle spostrzegła ruch gdzieś na korytarzu, z którego zaciągnięto ją w ten przeklęty zakamarek. Nie wiedzieć czemu, dłonie które do tej pory skutecznie ją krępowały niemal natychmiast zelżyły ucisk, by w ciągu trzech sekund zupełnie oswobodzić zrozpaczoną Gryfonkę. Zareagowała błyskawicznie – jednym machnięciem wyciągnęła różdżkę i wciąż śmiertelnie przerażona odwróciła się, żeby ujrzeć twarz „żartownisia”, ale o dziwo nikogo tam nie było. Wyciągnęła przed siebie rękę, aby upewnić się co do tego, że nieznajomy nie ukrywa się pod peleryną niewidką lub nie użył żadnego zaklęcia. Jej dłoń napotkała pustkę. Dziewczyna bez wahania wyskoczyła z pułapki i zaczęła biec ile sił w nogach. Nie zamierzała prędko się zatrzymać, nie da się ponownie schwytać. Nie pozwoli, żeby ktoś znowu ją krępował, żeby szeptał do jej ucha w ten najbardziej obrzydliwy sposób. Nie pozwoli.

Rose przez cały posiłek myślała o tym, co mogło przytrafić się biednej Sophie. Miała nadzieję, że przyjaciółka mocno się nie rozchorowała. Poza tym została jeszcze sprawa Lily i jej tajemniczego zaniku pamięci. Bardzo chciała z nią porozmawiać. Zjadła więc jak najszybciej posiłek i wyszła z Wielkiej Sali, żeby poczekać przy drzwiach na kuzynkę. Nie chciała jej przeszkadzać w jedzeniu, szczególnie że była zajęta rozmową ze znajomymi. Nie musiała jednak czekać długo. Po chwili zobaczyła rudą czuprynę wśród grupki uczniów przekraczającej próg.
- Lily! – krzyknęła za nią, podbiegając kawałek. Puchonka odwróciła głowę i zaczęła się rozglądać. Kiedy wreszcie dostrzegła znajomą twarz uśmiechnęła się promiennie i podeszła bliżej do Rosie.
- Co tam słychać? – zagadnęła wesoło na powitanie.
- U mnie w porządku. – odpowiedziała – No, ale to nie ja straciłam niedawno przytomność, więc oczekuję, że ty powiesz mi coś niecoś o sobie – uśmiechnęła się szeroko, jednak na jej słowa kuzynka jedynie machnęła ręką.
- Nie ma się czym przejmować – zapewniła – Teraz czuję się już dobrze, więc nie zadręczaj się więcej tym głupstwem. – nastąpiła chwila milczenia po czym dopowiedziała – Muszę zmykać, przyjaciele na mnie czekają.
- Mhm, to na razie – pożegnała ją Rose i ruszyła w kierunku Pokoju Wspólnego.

Po spotkaniu Sophie w bibliotece James czuł się jeszcze bardziej przybity. Ciążyło na nim poczucie winy za numer, jaki wywinął jej podczas pierwszej w tym roku uczty. Mógł się wtedy bardziej nad tym zastanowić, nie przemyślał. Nie przyszło mu wtedy do głowy to, że ona nie lubi takich publicznych wystąpień, że nie lubi zwracać na siebie uwagi. A może – pomyślał – Ona zwyczajnie mnie nie lubi i to był tylko pretekst do tego, żebyśmy przestali ze sobą rozmawiać? Bzdura, to niemożliwe. Przyjaźnili się przecież już od pierwszej klasy, bo to z nim jako pierwszym nawiązała kontakt w pociągu. To na niego jako pierwszego się otworzyła, jemu zaufała. Czuł się głupio, bo pomimo że znał ją najlepiej, zawsze sprawiał jej największy zawód. Ale co mógł poradzić? To nie jego wina, że jakaś nieznajoma siła przyciągała go do tej dziewczyny i teraz, kiedy od tygodnia nie zamienili ze sobą słowa był w fatalnym nastroju. Oczywiście nie okazywał tego, ale tak właśnie się czuł. Fatalnie.

Tym większe było jego zdziwienie wieczorem, kiedy postanowił wybrać się do kuchni po coś do zjedzenia. Gdy powoli zbliżał się już do słynnego obrazu, na którym wystarczyło połaskotać gruszkę aby zostać wpuszczonym do kuchni, usłyszał cichutki szloch. Rozejrzał się dookoła i za zakrętem, na końcu korytarzyka zauważył zarys skulonej postaci. Podszedł więc bliżej i kucnął tuż obok dziewczyny, ale nie zareagowała. Siedziała, chowając głowę w kolebce własnych ramion. James przyjrzał jej się uważniej i zdał sobie z czegoś sprawę.
- Sophie? – zapytał z powątpiewaniem. W tym momencie Gryfonka uniosła na niego swoje wielkie, zapłakane oczy i niespodziewanie rzuciła mu się w objęcia. Przycisnęła go do siebie mocno, tak jakby bała się, że zaraz zniknie. Wtedy nie liczyło się dla niej to, że była z nim pokłócona, po prostu potrzebowała bliskości kogoś znajomego, kogoś komu ufała. A Potter jakkolwiek głupio by się nie zachowywał, z pewnością do takich osób należał. Sophie szlochała więc cichutko, obficie mocząc swoimi łzami ubranie chłopaka.

Pomimo, że minęło już trochę czasu od okropnego zajścia Gryfonka nadal nie mogła dojść do siebie. O co chodziło temu chłopakowi, który postanowił tak strasznie ją potraktować? Przecież nigdy nikomu nie zrobiła nic złego. Starała się jak mogła, żeby zawsze każdemu pomóc i doradzić, jeżeli tego potrzebował. Poza tym nigdy nie miała też wroga. Oczywiście, były osoby, za którymi nieszczególnie przepadała, ale starała się tego nie okazywać. Westchnęła ciężko, aby nieco powstrzymać łzy i nieznacznie się opanować. Nie mogła przecież płakać całą wieczność tylko dlatego, że ktoś postanowił jej zrobić jakiś głupi kawał.

Kiedy zaczęła sobie przypominać całą tą sytuację, poczuła nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej. Już wiedziała, dlaczego zareagowała na to w tak gwałtowny sposób. Po prostu w tamtej chwili, kiedy chłopak ją złapał powróciły wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Te kiedy ojciec codziennie wracał do domu pijany i nieraz wyżywał się na mamie krzycząc i potrząsając nią. Jako mała dziewczynka nie mogła na to patrzeć, nie mogła znieść tego widoku, więc zaszywała się w swoim pokoju. Zawsze wciskała się w malutką szczelinę między łóżkiem a ścianą, zatykała dłońmi uszy i czekała, aż tata pójdzie spać. Wybiegała wtedy ze swojej kryjówki, kierowała się prosto do mamusi, wtulała się w nią mocno i tak zasypiała. Bo czuła się bezpieczna i kochana, zupełnie jak teraz, gdy chowała twarz w zagłębieniu szyi czarnowłosego chłopaka.

On wyczuwając, że nagle dostała leciutkich drgawek jedną ręką jeszcze bardziej przygarnął ją do siebie, obejmując w talii, a drugą powoli i spokojnie zaczął gładzić jej włosy. W takiej pozycji podniósł się na nogi, ani na sekundę nie wypuszczając przyjaciółki z objęć. Widząc jak bardzo jest roztrzęsiona, o nic nie pytał. Po prostu z nią trwał, bo była to jak na razie jedyna przysługa, jaką mógł jej wyświadczyć.

Po pewnym, bliżej nieokreślonym czasie dziewczyna nieznacznie uniosła głowę, zerkając na chłopaka leciutko podpuchniętymi i zaczerwienionymi oczami.
- Dziękuję – powiedziała ledwo dosłyszalnym szeptem, a jej dolna warga zadrgała.
- Nie masz za co – westchnął – Naprawdę, nie masz za co – powtórzył, posyłając jej serdeczny uśmiech. Ona niechętnie się od niego odsunęła i ponownie się odezwała:
- Przepraszam za to, co powiedziałam tydzień temu. Ja wcale tak nie uważam – spuściła wzrok, przecierając wierzchem dłoni mokrą od płaczu twarz.
- Uważasz – odrzekł na to James. Zbliżył się do niej i ujął jej twarz tak, że była zmuszona spojrzeć mu w oczy. Pogłaskał ją kciukiem po policzku i dodał – Ale teraz, skoro już troszkę się uspokoiłaś, to może powiesz mi, kto cię doprowadził do takiego stanu, bo dawno nie potraktowałem nikogo jakimś dobrym zaklęciem.
- Nie wiem – odpowiedziała cichutko dziewczyna, a Potter spojrzał na nią pytająco.
- Jesteś w totalnej rozsypce, trzęsiesz się tak, że nie możesz tego powstrzymać, wtulasz się we mnie, pomimo że jesteś obrażona. A no i nie zapominajmy o tym, że twoja twarz aż ocieka z łez. – wyliczył jej – Nie wmówisz mi, że po prostu nie wiesz kto ci to zrobił, bo pierwszy raz widzę cię - tutaj rozłożył ręce w geście prezentacyjnym - taką.
- Kiedy ja naprawdę nie wiem. – zaprotestowała – Nawet nie wiesz co się stało! – zarzuciła mu.
- A więc mi powiedz – ponaglił, po czym usiadł na ziemi, opierając się plecami o ścianę i poklepał wolne miejsce obok siebie – Mamy całą noc.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Liebster Award

Liebster Award

Do Liebster Award nominowała mnie Rina L. prowadząca bloga http://bright-side-of-the-dark.blogspot.com
 . Wielkie dzięki :*

Zasady Liebster Award 


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Moje odpowiedzi:

1. Ulubiony piosenkarz/piosenkarka?

Nie mam jakiegoś takiego jednego idola raczej ;) Ale jeśli już miałabym coś podać to myślę, że z zespołów: Green Day, 3 doors down, 30 Seconds to Mars.


2. Ulubiona książka?

Harry Potter to tak na pierwszym miejscu. A poza tym bardzo podobała mi się Oksa Pollock, Igrzyska Śmierci, Niezgodna.

3. Skąd pomysł założenia bloga?

Mam dużo pomysłów, które chciałam gdzieś spożytkować. Poza tym jestem osobą, która kiedy się na coś zdenerwuje lub jest jej smutno zwyczajnie musi się wyładować. Wtedy pisanie bardzo pomaga.

4. Czy uważasz, że jeżeli ktoś lubi filmy/seriale animowane jest dziecinny?

Jasne, że nie. Tak po pierwsze to moim zdaniem każdy ma prawo lubić co chce, bo każdy z nas jest inny. A tak poza tym to wiele bajek (głównie Walta Disneya, ale nie tylko) ma większą wartość i porusza poważniejsze tematy niż wiele dzisiejszych seriali. Oj na ten temat mogłabym się rozpisać i to bardzo, ale sądzę że to zbędne, bo komu chciałoby się tyle czytać o tym, co sądzę na temat niektórych niedorobionych seriali :D

5. Ulubiona piosenka?

Uohohoho, tak jedną to very hard :D No ale tak w wielkim skrócie: Wake Me Up When September Ends, Boulevard Of Broken Dreams, Here Without You, Kryptonite, When I'm Gone, My Mom, Paradise City.

6. Ulubione zajęcie?

Spotykanie się ze znajomymi, czytanie książek i oczywiście, pisanie.

7. Najlepsza czekolada dostępna w sklepach to?

Gorzka,Wedel :3

8. Bez czego nie możesz żyć?

Bez telefonu.

9. Jaki masz kolor oczu?

Zielony.

10. Ulubiony film?

Aktualnie Skazani na Shawshank.

11. Jedziesz samochodem, niedaleko za tobą zbliża się tornado. Na przystanku widzisz trzy osoby: najlepszą przyjaciółkę, chłopaka swoich marzeń i starszą panią. Masz tylko jedno miejsce w samochodzie, kogo zabierasz ze sobą?

Jeju, nie lubię takich pytań :/ Nie odpowiem, bo nie mam pojęcia co bym zrobiła.

Nominuję:
 Niestety, nie dałam rady aż 11 :c

Moje pytania:

1. Czy zrobiłaś/łeś kiedyś coś czego będziesz żałował/a do końca życia?
2. Masz jakieś dziwne przyzwyczajenia? Jeśli tak to jakie?
3. Kiedy lepiej Ci się pisze - w dzień, czy w nocy?
4. Książka, która dała Ci najwięcej do myślenia.
5. Co sądzisz o samookaleczaniu się? Czy jest to wynik tchórzostwa i uciekania od problemów?
6. Jakie jest twoje największe marzenie?
7. Jakiego gatunku muzyki najbardziej lubisz słuchać?
8. Jakie jest twoje największe osiągnięcie?
9. Ulubiona potrawa?
10. Ulubiona pora roku?
11. Co najczęściej jest twoją inspiracją podczas pisania?



sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział siódmy.

- Czy wy do reszty zwariowałyście? - wypaliła Zoey zaraz po przekroczeniu progu dormitorium. Odwróciła się twarzą do przyjaciółek i spojrzała na nie groźnie - Kiedy podczas TAKIEJ akcji mówię, że kończymy, to kończymy, a nie bawimy się w małe dzieci, które błagają mamusię o lizaka - syknęła - Nasze bezpieczeństwo i pewność, że nikt nas nie przyłapie są chyba w tej sytuacji ważniejsze, niż popatrzenie minutę dłużej na czerwonego jak burak Malfoya - dodała na koniec, po czym wyszła z pokoju, niezbyt spokojnie zamykając za sobą drzwi. Rose popatrzyła z niepokojem na Sophie, którą - lekko mówiąc - zamurowało.
- Co to było? - szepnęła ruda. Totalnie nie wiedziała co ma o tym myśleć.
- Nie mam pojęcia - mruknęła Soph lekko potrząsając głową – Ale coś czuję, że nie chodziło jej jedynie o nasze zachowanie. Coś gorszego musiało się stać, ale ni cholery nie mam pomysłu co.
- Musimy z nią na spokojnie porozmawiać wieczorem. Przecież to jest aż dziwne. To do niej nie podobne, żeby się wściekać o tak błahą sprawę.

Niestety Zo pojawiła się w dormitorium dopiero, jak przyjaciółki spały, a następnego dnia rano wstała bardzo wcześnie i znowu wyparowała. Współlokatorki były zaniepokojone zachowaniem dziewczyny, ale nic nie mogły na to poradzić. Zmuszanie jej do rozmowy nie miało najmniejszego sensu, więc nie było innego wyjścia - tylko czekać, aż sama zdecyduje się odezwać.

-Kogo my tu mamy? - zawołała Ina coraz bardziej zbliżając się do Ślizgonów - Potter, Malfoy co ma oznaczać ten cały cyrk? - oj, w takich chwilach najbardziej doceniała bycie prefektem.
-Nie twój interes - warknął Scorpius. Był roztrzepany, a w ręku trzymał różdżkę. Odkąd podeszła Ina nie odważył się jej unieść choćby na milimetr, ale nie zamierzał też opowiadać, o tym co się naprawdę wydarzyło. Bo niby co miał powiedzieć? Że jakaś niewidzialna siła robiła sobie z niego jaja?
- Jak zwykle zgrywasz chojraka, co - mówiąc szczerze - niezbyt ci wychodzi. Szczególnie jeśli zwrócić uwagę na twoje trzęsące się kolana. - uniosła znacząco brew, patrząc blondynowi prosto w oczy. Nie wytrzymał, spuścił wzrok. Hm, czyli kolejna oznaka malejącej pewności siebie, pomyślała z satysfakcją Ina. - A teraz powtórzę pytanie. - powiedziała spokojnie - Co wy do jasnej cholery wyprawiacie? - nie podniosła głosu nawet o pół tonu. W sumie może dlatego, że nie było takiej potrzeby, bo wokół wszyscy zamilkli i panowała kompletna cisza. Uczniowie przypatrujący się wszystkiemu stali nieruchomo i nadstawiali uszu, żeby wyłapać jak najwięcej z tej wymiany zdań, a fioletowowłosa nie zamierzała ich odpędzać. Skoro Ślizgoni mieli odwagę przy wszystkich robić przedstawienie, to niech mają też odwagę do tego, aby przy wszystkich ponieść tego konsekwencje. - Więc? - ponagliła ich krzyżując ręce na piersiach.
- Mówiłem, nie twój interes, nic nie warta szlamo! - powiedział przez zęby zirytowany Scorpius. Otóż tak właśnie, Ina była szlamą i nigdy nic sobie z tego nie robiła. A już tym bardziej nie zamierzała się przejmować wyzwiskami, wypowiedzianymi przez tego rozpieszczonego śmiecia.
- No dobrze, skoro nie zamierzacie mi nic powiedzieć po dobroci - zaczęła Gryfonka stukając palcem w podbródek - to zapraszam was dziś, w porze kolacji na mały spacer. Chcę was widzieć punktualnie właśnie w tym miejscu. Wymyślę coś, na czym moglibyście spożytkować swój nadmiar energii. A tymczasem Slytherin traci dziesięć punktów przez Pottera za zakłócanie porządku, kolejne dziesięć przez Malfoya dokładnie za to samo - tutaj zatrzymała się na chwilkę - a no i jeszcze minus dwadzieścia za brak szacunku i wyzywanie innych uczniów - mówiąc to cały czas uśmiechała się do nich, po czym odwróciła się gwałtownie i ruszyła przez błonia w kierunku wejścia do zamku.
- Sivertsen, chyba o czymś nie wiesz - zawołał za nią blondyn - Tak się składa, że od dziś też jestem prefektem i nie możesz odebrać mi żadnych punktów.
-Odkąd jestem prefektem naczelnym, owszem, mogę. I właśnie to zrobiłam. 
        
Pierwszy tydzień nauki zleciał wszystkim niesamowicie szybko, ze względu na nawał prac domowych i nauki. Nauczyciele musieli wyjątkowo dobrze wypocząć w tym roku na wakacjach, bo mieli aż nadto siły do uprzykrzania życia biednej młodzieży. Większość osób bowiem jeszcze nie zdążyła się przestawić na tak zwany „tryb szkoła” i miała duże problemy z koncentracją i systematycznością. Toteż, kiedy wreszcie nadszedł upragniony weekend każdy rzucił książki w kąt i ruszył na błonia. Niebawem miał odbyć się pierwszy w tym sezonie mecz Quidditcha – Puchoni kontra Ślizgoni.
- Jak dobrze jest się zwyczajnie.. – tu Rose potężnie ziewnęła – zrelaksować – dokończyła leniwym głosem nieznacznie wyciągając niektóre sylaby. Leżała z głową na kolanach Sophie, która z nudów podskubywała trawę.
- A to dopiero początek. W tym roku czekają nas sumy. – przypomniała Soph. Ruda wydała z siebie ciche stękniecie.
- Csii… Nie psuj mi tych ostatnich chwil odpoczynku – poprosiła.


James w wolne dni nie wstawał wcześnie. Oj, zdecydowanie nie należał do rannych ptaszków. Kiedy w sobotę udało mu się wreszcie zwlec z łóżka było po dwunastej. Ubrany jedynie w luźne spodnie od piżamy, ze sterczącymi na wszystkie strony włosami ruszył do łazienki, aby wziąć krótki prysznic, póki jego współlokatorzy jeszcze smacznie spali.
Kiedy wszedł z powrotem do dormitorium Mark i Hachiro już siedzieli na swoich rozkopanych łóżkach i dyskutowali o czymś ożywionymi głosami.
- O co chodzi, chłopaki? – zapytał Potter, rzucając mokry, zwinięty ręcznik na swój stolik nocny.
- Zakładamy się o wynik meczu. Stawiam, że Ślizgoni wygrają przewagą co najmniej dwustu punktów – rzucił Mark.
- Możesz pomarzyć – odparował Hachiro – Puchoni mają nową szukającą – Kylie McAdams. Jest świetna, stawiam pięć galeonów, że złapie znicza zanim Ślizgoni zdążą zdobyć choćby trzydzieści punktów. – azjata wyciągnął przed siebie swoją długą, chudą rękę.
- Przyjmuję zakład – wyszczerzył się Mark, ściskając mocno dłoń kumpla.
- A ja stawiam 20 galeonów – zaczął z chytrym uśmieszkiem James, a oczy kolegów automatycznie skierowały się na niego  – że uda mi się w ciągu tygodnia sprawić, żebyśmy ja i Soph zostali parą – dokończył po chwili. Na początku wszystkich zatkało tak nagłe wyznanie kolegi.
- Uuu, stary. Dwadzieścia galeonów, no no.. Widzę, że jesteś już pewny, co do wygranej. Niech będzie, ja przyjmuję ten zakład. Ale patrząc na to, w jaki sposób ona cię traktuje, to już bym się na twoim miejscu psychicznie nastawił na utratę gotówki. – prychnął Mark, wyciągając się na łóżku.

Około drugiej popołudniu wszyscy uczniowie zaczęli zbierać się na obiad do Wielkiej Sali. Rose i Sophie postanowiły pójść w ich ślady i także ruszyły w kierunku zamku. Kiedy weszły do środka Soph powiedziała:
-Rosie, nie czuję się najlepiej. Strasznie rozbolał mnie brzuch, więc jednak chyba nie pójdę na ten obiad.
-W takim razie odprowadzę cię do skrzydła szpitalnego.
-Nie ma potrzeby, idź spokojnie zjeść, a ja odwiedzę w tym czasie bibliotekę i poszukam materiałów na pracę domowa z transmutacji. Jak wszystko już ogarnę, to przyjdę do Pokoju Wspólnego i razem ją odrobimy – puściła oczko Soph, po czym pobiegła po schodach na górę, żeby przyjaciółka nie mogła już jej dłużej na nic namawiać.

W rzeczywistości Gryfonka wcale nie czuła się chora, ale musiała znaleźć jakąś wymówkę, żeby zostać sama. Odkąd pokłóciła się z Jamesem nie miała okazji nawet tego na spokojnie przemyśleć, bo miniony tydzień naprawdę okazał się wyjątkowo pracowity. Gdy tylko przekroczyła próg biblioteki, ruszyła w kierunku swojego ulubionego fotela, który był w tamtej chwili odwrócony tyłem. Obeszła go więc naokoło. Okazało się że był już zajęty. Przez kogo? Przez Jamesa Pottera. Po prostu nie mogła trafić lepiej. Już się odwróciła i ruszyła poszukać innego miejsca, kiedy usłyszała za plecami cicho wypowiedziane:
-Porozmawiajmy.
-Nie mamy o czym. – odparła krótko nawet nie odwracając głowy. Poszła w zupełnie przeciwnym kierunku i usadowiła się w drugiej części biblioteki. Dlaczego to poczuła? Te irytujące motylki w brzuchu, jak tylko się odezwał. Nie powiedział przecież nic nadzwyczajnego. „Porozmawiajmy” to bardzo przeciętne i niewyróżniające się zupełnie słowo, prawda? Oczywiście, że prawda. Ale tu nie chodziło o znaczenie tych słów, tylko o sposób w jaki zostały wypowiedziane. A James, powiedział to takim tonem, tak dziwacznie zmodulował głos – nie wiadomo czy przypadkiem, czy świadomie – że równie dobrze mógłby powiedzieć „kocham cię” i nie zrobiłoby to większej różnicy. Problem w tym, że on zawsze mówił w taki sposób kiedy zwracał się do Sophie. Dlatego tak często się przy nim rumieniła i czuła niezręcznie.
Przez to, że natknęła się na tego kretyna, nie mogła się nad niczym skupić, więc po paru minutach ze zrezygnowaniem wstała z siedziska i wyszła z biblioteki, kompletnie zapominając o tej nieszczęsnej transmutacji.
Szła korytarzem, zmierzając ku schodom prowadzącym w dół, kiedy poczuła zimne długie palce oplatające jej ramię i drugie ściskające usta tak, że trudno jej było złapać oddech. Nie zdążyła wcześniej nawet pisnąć. Te same zimne palce zaciągnęły ją w ciemny zaułek. Tak ciemny, że nie była w stanie nic zobaczyć. Była bezbronna.


poniedziałek, 23 czerwca 2014

Liebster Award

Liebster Award

Do Liebster Award nominowała mnie Patrycja Zygmunt prowadząca bloga http://dark-and-black-gang.blogspot.com/ . Wielkie dzięki :*

Zasady Liebster Award 


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Moje odpowiedzi:

1.Co skłoniło cię do napisania fanfiction?

Myślę, że głównie zamiłowanie do HP. Od ubiegłorocznych wakacji zaczęłam się tą serią jakoś bardziej interesować. Do tego ogólnie lubię pisać opowiadania, robiłam to już dużo wcześniej więc pomyślałam : dlaczego by nie spróbować? No i jestem :D

2.Prowadzisz jeszcze innego bloga?


Nie, ale zamierzam. Mam już nawet pomysł i gotowy nagłówek :D

3.Jakie masz hobby?

Najbardziej lubię rysować, pisać opowiadania i czytać książki ;)

4.Z czego czerpiesz pomysły na fanfiction?

Bardzo często z moich snów. Poza tym zawsze przy pisaniu słucham muzyki, to też pomaga.

5.Do jakich fandomów należysz?

Potterheads, Idiots (Green Day).

6.Ile masz lat?

Skończone 15.

7.Spotkałaś na żywo swoich idoli?

Niestety nie.

8.Jakie masz plany na przyszłość?

Chciałabym zostać lekarzem, ale jeszcze nie zdecydowałam w jakiej specjalizacji.

9.Co robisz w wolnym czasie?

Patrz punkt 3. Poza tym jak jest ładna pogoda, to spotykam się z przyjaciółkami.

10.Czy znajomi z twojej klasy wiedzą, że prowadzisz bloga?

Tylko niektórzy.

11.Jakie jest twoje marzenie?

Marzę, żeby w przyszłości napisać książkę, ale wątpię, że mi się to uda.

Nominuję:

1.http://dramione-felix-felicis.blogspot.com/
2.http://fedemila-milosc-naxi.blogspot.com/
3.http://powiescblekitognia.blogspot.com/
4.http://future-never-known.blogspot.com/
5.http://dramione-gorycz-milosci.blogspot.com/
6.http://jestes-moim-wrogiem-kochanie.blogspot.com/
7.http://hermiona-riddle-nowa-historia.blogspot.com/
8.http://meta-nous.blogspot.com/
9.http://wspomnienia-sa-kluczem-do-tajemnic.blogspot.com/
10.http://blinny-story.blogspot.com/
11.http://fremione-ginny.blogspot.com/

Moje pytania:

1.Jaka jest twoja ulubiona książka?
2.Czy jest to twój pierwszy blog?
3.Masz rodzeństwo?
4.Dlaczego piszesz bloga?
5.Co najczęściej jest twoją inspiracją przy pisaniu?
6.Jakie gatunki filmów lubisz najbardziej?
7.Myślałaś/eś nad tym, żeby w przyszłości napisać książkę?
8.Do jakich fandomów należysz?
9.Jakiej muzyki słuchasz?
10.Jaki jest twój ulubiony przedmiot szkolny i dlaczego?
11.Umiesz grać na jakimś instrumencie? Jak tak, to na jakim?

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział szósty.

Oj, jakie te dziewuchy potrafią być wredne! Zmówiły się jak trzy wiedźmy i planowały napad na dwóch bezbronnych Ślizgonów, nie domyślających się absolutnie niczego. Nie ułożyły harmonogramu działania wcześniej. Co to, to nie. Chciały działać spontanicznie, bo nieobmyślane akcje wychodzą znacznie lepiej od tych, które przygotowujemy z dużym wyprzedzeniem.
A więc najpierw Zo - która była w tym niezaprzeczalnie najlepsza - bez słowa uprzedzenia podeszła do jednej, a następnie do drugiej przyjaciółki i nałożyła na obydwie Zaklęcie Kameleona*.
-Rose tylko spróbuj mi się zaśmiać, albo pisnąć podczas akcji, a obiecuję, że specjalnie dla ciebie wyuczę się zaklęcia Cruciatus. - zagroziła Zoey. 
Rosie zrobiła wielkie oczy, udając przerażenie, po czym zamknęła usta na niewidzialny kluczyk , który później rzuciła gdzieś daleko. 
-Myślę jednak, że warto byłoby chociaż ogólnie omówić plan działania - rzuciła niepewnie Sophie. Ruda chciała głośno wypalić z odpowiedzią, ale szybko zreflektowała się, że obiecała zachowywać się cicho. Zakryła więc jedynie buzię dłonią i spojrzała wyczekująco na dziewczyny. Kiedy wreszcie one to zaczną? 
-Okej byle szybko, bo zaraz nam zwieją - zauważyła Zo.
Po obgadaniu wszystkiego wkroczyły do działania. Z początku po cichutku zakradły się do chłopaków w taki sposób, aby znaleźć się pomiędzy nimi a brzegiem jeziorka. Na pierwszy ogień postanowiły rzucić lekkie orzeźwienie. Wystrzeliły wszystkie w górę zaklęciem Aguamenti** tak, aby woda podczas opadania stworzyła zimny deszcz. Kropelki rozbryzgiwały się na wszystkie strony sprawiając, że w ciągu kilku sekund chłopcy zrobili się mokrzy. 

Rose bardzo rozbawił widok Scorpiusa i Ala zrywających się z miejsc ze zdezorientowanymi minami. Zaczęli rozglądać się dookoła, żeby dowiedzieć się, skąd się wziął tak nagły deszcz. Jakie było ich zdziwienie, kiedy zrozumieli, że pada tylko na nich! Ruda postanowiła nieco podkręcić atmosferę.
-Lacarnum Inflamare*** - szepnęła formułę, celując różdżką prosto w pergamin, trzymany przez Albusa. Papier momentalnie zajął się ogniem, a zaskoczony Potter cofnął ręce. Można było dostrzec jak z pewnym zrezygnowaniem spogląda na dłonie, które trzymały przed sekundą zwój. Rosie pomyślała, że właśnie musiała puścić z dymem jego zadanie domowe. Chłopak szybko wyciągnął różdżkę. Nie zamierzał być przecież kozłem ofiarnym. Bez różnicy komu zachciało się głupich dowcipów. On go dorwie, a wtedy żartowniś dopiero będzie mógł rżeć ze śmiechu.
-Wyjdź i pokaż się tchórzu! Stoczmy pojedynek i przekonajmy się, kto lepiej walczy - wycedził przez zęby Al. Rose uśmiechnęła się pod nosem. Ona wcale nie zamierzała grać fair. Wolała być tchórzem. Dopiero teraz będzie zabawa.

Kiedy Soph spostrzegła zmianę działania rudej, też postanowiła się trochę podrażnić ze Ślizgonami. Bez najmniejszego zawahania rzuciła na Malfoya Levicorpus****. Blondyn oczywiście zawisł do góry nogami w powietrzu. Sophie myślała, że nie opanuje napadu śmiechu, który naszedł ją w tamtym momencie. Bowiem zanim chłopak zdołał wydobyć różdżkę, jego twarz zdążyła nieźle się zaczerwienić. Chociaż nie. Nieźle? To za mało powiedziane. On wyglądał jak dopiero co wykopany, świeży, dojrzały burak. Jednak niestety dziewczyna nie mogła nacieszyć się długo tym widokiem, bo Scorp uwolnił się ze zwisu zaklęciem Liberacorpus*****. 

W0kół nich zebrała się już pokaźna grupka uczniów. Każdy chciał popatrzeć, jak jedni z najzdolniejszych członków domu Salazara są poniżani przez jakiegoś niewidzialnego "kogoś". Tego zdecydowanie nikt nie mógł przegapić. 

Zoey zaniepokoił fakt, że mają dość liczną widownię. Poza tym Al i Scorpius zdążyli się na chwilę oswobodzić z zaklęć. Mogli im coś zrobić, albo one mogły się w jakiś sposób wkopać same. 
-Stopujemy dziewczyny. - szepnęła ostrzegawczo do przyjaciółek, które dopiero zaczęły się rozkręcać.
-Jeszcze chwilkę... - nalegała Weasley.
-Nie ma mowy, nie widzisz co się dzieje? - warknęła cicho Zo. -Idziemy. - zakomenderowała, po czym bez uprzedzenia złapała za rękę rudą, która stała po jej prawej i Soph stojącą po jej lewej stronie i zaciągnęła je czym prędzej w stronę wejścia do szkoły. Słyszała za sobą zaklęcia rzucane na oślep przez rozjuszonych Ślizgonów. Kto wie przecież co mogło się stać? Czy Rose w ogóle już straciła rozum? Oj Zoey czuła, że będzie musiała się poważnie rozmówić ze swoimi współlokatorkami. Ale oczywiście zrobi to dopiero po bezpiecznym powrocie do dormitorium.

Ina miała już dość ciągłego wyjaśniania ludziom całkiem oczywistych rzeczy. To nie do pomyślenia, jak bardzo ślepym można być. Fioletowowłosa westchnęła ciężko, po czym w butach i szacie wtargnęła na swoje i tak zawsze niechlujnie wyglądające łóżko. Cóż miała poradzić, nie lubiła porządku. Nie mogła wtedy nic znaleźć i w niczym się połapać. Spojrzała niechętnie w kierunku stosu podręczników, leżących na szafce nocnej. Planowała podejść do OWTM-ów. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie to prostym zadaniem. Musiała się jednak z nim zmierzyć, jeśli chciała spełnić swoje odwieczne marzenie zostania Aurorem. Jęknęła cichutko i sięgnęła po jedną z książek. Miała mnóstwo roboty na następny dzień, a problem polegał na tym, że nie miała pojęcia za co wziąć się najpierw. Zdążyła jedynie otworzyć podręcznik, a usłyszała jakieś hałasy dochodzące z podwórka. Podniosła się więc z wygodnego posłania i zerknęła przez okno. Jasna sprawa, kogo ujrzała? Malfoya i Pottera stojących w centrum dość sporej grupy. Znowu te przeklęte bachory zaczęły gwiazdorzyć? Postanowiła, że nie puści im tego płazem. Nie minął więc choćby ułamek sekundy, a nie było jej w dormitorium, bo już pędziła w dół po schodach, napędzana nową siłą - możliwością dokopania Śizgonom.


Megan zdecydowała, że spędzi popołudnie na zewnątrz. Zgarnęła swoją paczkę i wybrali się razem, tak jak większość uczniów na błonia. Dziewczyna rozmyślała nad swoimi relacjami ze Scorpiusem. On ją olewał. Miał gdzieś. Zrozumiała to już dawno, ale cały czas miała nadzieję. No tak, nadzieja matką głupich. 
Może i była głupia, ale na pewno nie da sobą pomiatać i się wykorzystywać. Wymyśli coś. A póki co postanowiła nacieszyć się towarzystwem na przykład Terry'ego, z którym zawsze dobrze jej się układało. Oparła więc głowę o jego ramię i przymknęła lekko oczy, napawając się błogością chwili. 

Po jakimś czasie wybudziła się ze stanu odrętwienia i rozejrzała dookoła. Praktycznie cała jej grupka gdzieś wyparowała. Po drugiej stronie jeziora natomiast zauważyła te trzy świętoszki z Gryffindoru. Ewidentnie coś knuły. Sęk w tym, że Ślizgonkę mało obchodziły ich zamiary. Podniosła się, po czym zwróciła się do Terry'ego po nazwisku:
-Zabini, idziemy stąd. Zaczyna się robić nudno. - więc chłopak także wstał i objął Smith w pasie, po czym we dwoje poszli poszukać reszty.


*Zaklęcie Kameleona - kamufluje, upodabnia do otoczenia przedmiot lub żywą istotę

**Aguamenti - wytwarza strumień wody z różdżki

***Lacarnum Inflamare - umożliwia wystrzelenie z różdżki ognia w postaci małych kul

****Levicorpus - sprawia, że niewidzialna siła unosi przeciwnika za kostkę u nogi trzymając go głową w dół

*****Liberacorpus - jest zaklęciem przeciwadziałąjącym Levicorpus
___________________

Przepraszam, że rozdział nie został dodany wczoraj, ale stało się to z przyczyn całkowicie niezależnych ode mnie.

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział piąty.

-Prefekt, który został w pierwszym rzędzie wybrany dla Slytherinu, w ostatnim czasie bardzo się rozchorował. Postanowiłem, że na czas jego nieobecności, przejmiesz wszystkie obowiązki, związane z tym stanowiskiem. – powiedział smętnie nauczyciel. Scorpius zaniemówił. Spodziewał się czegoś okropnego, a tu patrzcie jaka odmiana. Ha! On prefektem. Nie podejrzewałby, że to jego wybiorą na zastępstwo, bo nie należał do zbyt przykładnych i obowiązkowych uczniów. Głównym powodem jego podejścia było to, że w domu nie trzymano go na krótkiej smyczy, jak kiedyś jego ojca – Draco.
-Dobrze. Czy mam w związku z tym coś do zrobienia w tej chwili, czy mogę wrócić na zajęcia? – dopytał chłopak.
-Możesz iść. – powiedział tylko profesor i z powrotem zanurzył się w papierzyskach, leżących przed nim na biurku.

Kiedy zaklęcia dobiegły końca i Sophie wyszła z klasy, dołączyła do niej Rose.
-Gdzie ty nagle zniknęłaś po pierwszej lekcji? Miałam nadzieję, że w czasie wolnym porobimy coś razem – poskarżyła się ruda, demonstracyjnie wydymając usta.
-Przepraszam Rosie, byłam zamyślona. Po prostu zapomniałam. Poza tym udało mi się już odrobić pracę domową z historii magii. – Rose zerknęła na przyjaciółkę podejrzliwie.
-Czy ktoś rzucił na ciebie urok? – spytała śmiertelnie poważnie.
-Chciałam mieć po prostu w miarę wolne popołudnie. – usprawiedliwiła się Soph – I zobacz: udało się. Na razie nic nam nie dołożyli. – uśmiechnęła się, po czym złapała Rose pod ramię.
-Nie idźmy dzisiaj na obiad –wypaliła nagle.
-Soophie! Nie rób mi tego. –jęknęła ruda, krzywiąc się i marszcząc czoło. – Jestem głodna jak wilk.
-Ja też.
-A więc o co ci chodzi? – zdziwiła się Rose.
-A o to, żebyśmy zawinęły coś z kuchni i urządziły sobie potajemnie piknik. Jest taka piękna pogoda.. – kiedy Rose to usłyszała, jej twarz przybrała wyraz trudny do opisania. Dziewczyna miała krótki wewnętrzny konflikt pomiędzy przyjemnością, a prawem szkolnym. No, bo co będzie, jak ktoś ich zauważy? Ostatecznie jednak przystała na propozycję przyjaciółki. W końcu raz się żyje. Udały się więc ukrytym przejściem do miejsca, gdzie skrzaty przyrządzały potrawy. Gdy zauważyły nowo przybyłych gości, zleciały się do nich jak muchy, pytając, czy przypadkiem nie mogą w czymś pomóc. Dziewczyny poprosiły więc o kilka smacznych rzeczy, po czym używając zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego wpakowały wszystko do toreb.
-Soph, chodźmy szybciej, bo zaraz umrę. – stękała Rose, której kiszki od dobrej godziny marsza grały.
-Spokojnie, jeszcze chwilka.
-Dłużej tak nie dam rady. – orzekła ruda, po czym bez ostrzeżenia złapała Sophie za rękę i puściła się biegiem w stronę błoni.

-Nie mam siły – wysapała Sophie, kiedy już dotarły na miejsce. Obie oparły ręce na kolanach ciężko dysząc. Po chwili zaczęły wypakowywać jedzenie i układać je na trawie. Kiedy wreszcie skończyły, rozsiadły się wygodnie z poczuciem, że wreszcie mogą trochę odpocząć.
-Co to był za chłopak, z którym siedziałaś na zaklęciach? – zagadnęła Rose, w przerwie między kolejnymi gryzami zapiekanki.
-Chuck. – odpowiedziała Soph. Jednak kiedy zauważyła, że przyjaciółka nadal nie wie o kogo chodzi, dodała – Taki jeden, co się do nas rok temu przypałętał na Halloween.
-Okej, chyba kojarzę – stwierdziła niepewnie Rose. Po chwili do dziewczyn przyłączyła się Zoey, ich współlokatorka.
-Co tam słychać? – zapytała, po czym podeszła do nich i dała każdej na przywitanie buziaka w policzek. – Binns dał nam dzisiaj popalić, co nie? Myślałam, że zaraz wyskoczę przez okno, jak tak nawijał i nawijał…
-Nawet gdybyś to zrobiła, to i tak Mark by cię złapał – rzuciła kąśliwie Soph, za co dostała po głowie.
-Czepiacie się mnie, bo nie potraficie sobie poradzić ze swoimi problemami. Sophie, nadal nie pojmuję twoich kłótni z Jamesem. Wszyscy widzą to, że do siebie pasujecie. Dlaczego nie jesteście parą?
-A kto ci powiedział, Zo, że ja w ogóle jestem w nim zakochana? Sama tego nie wiem. Ale proszę Was, nie zaczynajmy tego tematu, bo dopiero co udało mi się przestać o tym myśleć.
-Mam pomysł! – pisnęła Rose. – Widzicie kto siedzi po drugiej stronie jeziora? – ruda pokazała na dwóch chłopaków, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali.
-Przecież to Albus i Scorp! – Sophie wyszczerzyła zęby w uśmiechu – Mam nadzieję, że myślimy dokładnie o tym samym, bo ja swojego pomysłu tak łatwo nie porzucę. – zapowiedziała, po czym podniosła się, zacierając ręce.
-Ruszamy! – zakomenderowała Rose. Tak więc ruszyły we trzy nieco uprzykrzyć życie dwójki Ślizgonów.

James przez całe popołudnie nie miał co ze sobą zrobić. Chodził otępiały i przybity, do nikogo się nie odzywał. Kiedy wrócił do pokoju wspólnego, po prostu rozłożył się na fotelu i rzucał drobne zaklęcia na wszystko co leżało pod ręką.
-Życie bywa ciężkie. – usłyszał znajomy już sobie głos, który dobiegał od strony kominka. Należał do fioletowowłosej dziewczyny, która dzień wcześniej otworzyła mu przejście. Siedziała na kanapie i patrzyła na trzaskający ogień. Na jej piersi widniała błyszcząca odznaka prefekta. A więc to ona nim została…
-Tak, bywa. – powiedział niechętnie Potter, zakładając ręce za głowę.
-Niestety, często z naszej winy. – powiedziała i spojrzała na chłopaka znacząco. – Powinieneś o nią zawalczyć. Ona tego chce.
-Przecież mówiła mi...
-Powiedziałam, że ona tego chce a nie, że o tym wie. To dwie różne rzeczy. – przewróciła oczami, po czym zniknęła za drzwiami prowadzącymi do dormitoriów dziewcząt.

Lily leżała w szpitalnym łóżku, przewracając się z boku na bok. Nie mogła znieść tej bezczynności. Cały czas próbowała sobie przypomnieć, co takiego stało się poprzedniej nocy, ale nadaremno. Tak jakby jakaś czarna mgła ściśle opatuliła jej umysł, nie chcąc przepuścić choć smugi wspomnienia. Na szczęście po południu wpadli do niej Bryan z Giną. Grali właśnie w pokera, kiedy Bryan wypalił:
-Wiecie, że Scorpius Malfoy został nowym prefektem Ślizgonów?
-No i co? Niech sobie nim jest, mało mnie to obchodzi – wzruszyła ramionami Lily. – Teraz wszyscy gadają tylko o tych prefektach. Bla, bla.


-Niech będzie. Nie było tematu. – powiedział chłopak, aby udobruchać nieco rudowłosą.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział czwarty.

Pierwszą lekcją Jamesa okazało się zielarstwo, za którym szczególnie nie przepadał. Poza tym, był nadal przejęty wypadkiem Lily. Rozsądek podpowiadał mu, że nie ma się czym przejmować, bo przecież nie każdej osobie, która mdleje, dolega coś poważnego. Zasłabnąć można z wielu powodów. Jednak z drugiej strony, coś mówiło mu także, że to zdarzenie jest dość niepokojące. Myślał o nim przez całe zajęcia i nie udało mu się nic wydedukować. Nieco rozdrażniony tym faktem udał się na kolejną lekcję - zaklęcia, którą mieli zaraz obok Ślizgonów. Rzucił torbą o ścianę, a sam podszedł do grupki chłopaków ze Slytherinu, którzy dyskutowali o czymś ożywionymi głosami. Wśród nich stał także Albus. James złapał go od tyłu za szatę i zaciągnął pod ścianę.
-Stary co ty wyprawiasz? - rzucił zdenerwowany Albus, który właśnie został upokorzony przed kolegami, przez to, że jego bratu zachciało się prezentowania autorytetu.
-Byłeś u Lily? - zapytał, ignorując zadane mu pytanie.
-A niby po co? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie.
-"Niby po co"? Al, co się z tobą dzieje? - wypalił zirytowany James. Zachowanie brata doprowadzało go do szału.
- Dobra, dobra, uspokój się. Zaglądałem. Przecież nic takiego jej nie jest, o co robisz aferę? - przewrócił oczami Albus. Jednak James nie wysłuchał go do końca i w połowie jego wypowiedzi odkręcił się i poszedł. Al wzruszył więc jedynie ramionami i wrócił do kolegów. Za to James nie zamierzał już wrócić na zajęcia. Zamaszystym ruchem wziął torbę i ruszył ukrytym przejściem na błonia.

Sophie po pierwszej lekcji miała w planie czas wolny, więc postanowiła odrobić pracę domową, którą zdążono już jej zadać. Poszła więc do pokoju wspólnego, rozsiadła się w jednym z foteli i rozłożyła na stoliczku zwój pergaminu. Zaczęła powoli wodzić piórem po papierze, zgrabnie formując kolejne literki. Nawet lubiła odrabiać prace domowe. Lubiła przyjeżdżać do Hogwartu. To było jej miejsce na ziemi.
Pisanie pochłonęło ją do tego stopnia, że nie zwróciła uwagi na upływający czas. Kiedy postawiła ostatnie słowo, zwinęła zwój i z satysfakcją schowała go do torby. Zerknęła na zegarek. Mało czasu! Zaraz zaczną się zaklęcia! Ruszyła więc biegiem ku drzwiom. Nie może się spóźnić już pierwszego dnia. Kiedy tylko przekroczyła próg drzwi, omal na kogoś nie wpadła. Tym kimś okazał się oczywiście James. Nawet nie podniosła na niego głowy. Nie musiała. Poczuła jego perfumy, a to automatycznie kazało jej gapić się we własne stopy. Delikatnie go wyminęła i jak najszybciej się oddaliła, idąc dziarskim krokiem do Sali zaklęć. Nie miała zamiaru z nim rozmawiać. Na razie nie.
Na lekcję zdążyła w samą porę, akurat wszyscy wchodzili do klasy. Usadowiła się blisko okna, tak, aby w miarę ciepłe jeszcze powietrze, nieco ją rozbudziło. Po napotkaniu Jamesa czuła się dziwnie zmęczona. Do tego monotonny głos profesora Widera i przyjemny zapach starych murów Hogwartu… Sophie poczuła jak jej powieki opadają.
Zobaczyła zatęchły domek stojący w lesie. Cały krajobraz spowity był mgłą. Ona sama stała na bosaka, pod stopami czuła bardzo realistyczną wilgoć leśnego podszycia. Kiedy spojrzała w górę, ujrzała jedynie ponure, masywne konary drzew, tworzące swojego rodzaju kopułę, nad wszystkim, co znajdowało się w lesie. Słyszała głośne pomrukiwania ropuch, gdzieniegdzie w krzakach widoczny był jakiś ruch. Wokół panowała istotnie niezdrowa atmosfera. W oddali widoczne było wielkie bagno, nad którym unosiły się opary.
Nagle zobaczyła TO. Poruszało się w dziwny sposób dookoła mułu. Było całe czarne, kształtem przypominało łysego, bardzo zgarbionego człowieka o długich, szczudlastych rękach i nogach. Sophie nigdy nie widziała czegoś podobnego. Nagle TO coś się zatrzymało. Dziewczyna widziała, jak powoli odkręca swoje oblicze w jej stronę. Kiedy zorientowała się że patrzy prosto na nią, chciała rzucić się do ucieczki. Opuścić ten las i nigdy do niego nie powrócić. Niestety, nie mogła choćby kiwnąć palcem. Jakby coś ją sparaliżowało. W jednej chwili postać zniknęła. Dziewczyna usłyszała jednak nad uchem obrzydliwy, tajemniczy szept, najprawdopodobniej w innym języku. Poczuła ogromny strach i napływ rozpaczy. Niemożność ruchu wcale nie dodawała jej otuchy.
Jednak raptownie wszystko zniknęło, a ona znalazła się jakby w samym środku trąby powietrznej, w której kręciła się niemiłosiernie. Czuła, jakby ktoś ciągnął ją za sobą za rękaw.
Zaraz, naprawdę ktoś ją ciągnął za szatę. Sophie nagle wyrwała się z transu i trzeźwo spojrzała na osobę, która ją uwolniła od nieprzyjemnych wizji. Okazał się nią chłopak o brązowych, nieco dłuższych włosach i bursztynowych oczach. Miał na sobie szatę z godłem Gryffindoru. Sophie kojarzyła go z zeszłorocznej imprezy Halloweenowej. Przyłączył się wtedy do ich paczki i w sumie całkiem nieźle spędzili razem czas. Nie wiedzieć czemu, więcej do nich nie podszedł.
-Dobrze, że się wreszcie obudziłaś – szepnął. – Dosiadłem się do ciebie, jak już spałaś, więc postanowiłem cię obudzić, żebyś uniknęła nieprzyjemności ze strony Widera.
-Dzięki. Szczególnie, że nasz kochany pan profesor, potrafi dawać bardzo wyszukane szlabany. – uśmiechnęła się lekko – Bardzo cię przepraszam, ale czy mógłbyś przypomnieć mi swoje imię?
-Chuck. – odpowiedział szczerząc się. – Weźmy się już za nasze zadanie. – dodał na koniec i rozpoczęli żmudne przygotowania do zaprezentowania rezultatów przed całą klasą.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                       Scorp wkroczył za Megan do pokoju profesora pewnym krokiem. Rozejrzał się trochę po wnętrzu, ponieważ zmieniło się w nim nieco, od jego ostatniej wizyty. Co prawda nadal panował tu ten sam ponury nastrój i wciąż dawało się wyczuć ten zatęchły smród, charakterystyczny dla lochów. Scorpius podszedł powoli do biurka nauczyciela, który swoją drogą nawet nie raczył na niego spojrzeć, tylko dalej notował coś na pergaminie. Młodego czarodzieja od pierwszej klasy denerwowało to, w jaki sposób opiekun odnosił się w stosunku do innych, nawet do podopiecznych. Oczywiście, zrozumiałe było to, że mógł nieprzychylnie zwracać się do wychowawców innych domów, ale dla własnych wychowanków? Chyba coś tu jest nie tak, jak powinno. Chłopak przewrócił oczami, po czym spojrzał z zażenowaniem na nauczyciela. 
Po pewnym czasie był już do tego stopnia wzburzony, że zaczął ze zniecierpliwieniem tupać nogą, o twardą podłogę, pokrytą jakimś starym dywanem. Po co w ogóle profesor go wzywał? O co chodziło? Nagle rozległ się znudzony głos pana Noxa:
-Proszę usiąść.
-Jakby nie można było wcześniej – mruknął Malfoy pod nosem.
-Proszę? – spytał profesor, który najwidoczniej go dosłyszał.
-Mówiłem: ładną mamy dziś pogodę, to wszystko. – skłamał blondyn z cieniem ironicznego uśmieszku na twarzy. Po chwili uniósł jedną z brwi ku górze. – A więc po co pan mnie wzywał?
-No tak. Panna Megan może już wyjść. – nauczyciel spojrzał na dziewczynę, która do tej pory bez słowa stała pod drzwiami. Kiedy usłyszała głos profesora wzdrygnęła się i skinęła delikatnie głową, po czym opuściła pomieszczenie. Nox włożył na swój, troszkę zbyt duży nos prostokątne okulary i spojrzał przenikliwym wzrokiem na ucznia. Scorpius już nie wytrzymywał, musiał się dowiedzieć, o co chodzi. Przez to głupie wyczekiwanie, zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie stało się nic złego, bo zachowanie profesora budziło niemałe podejrzenia. 

sobota, 26 kwietnia 2014

Komunikat.

Cholerka, niedługo będzie tu więcej komunikatów, niż faktycznych rozdziałów, ale muszę Wam przekazać, że - o ile ktoś to w ogóle czyta - rozdział pojawi się dopiero w środę-czwartek. Przepraszam naprawdę, ale mam teraz natłok sprawdzianów i nauki, wcześniej raczej nie da rady :(

środa, 23 kwietnia 2014

Komunikat.

Rozdział czwarty pojawi się dopiero w piątek z przyczyn niezależnych ode mnie. :( Przed świętami i w święta byłam chora, więc trochę zaległości mi się w szkole porobiło. A tak w ogóle to ostatnio miałam czaderski sen o Hogwarcie i zastanawiam się, czy nie stworzyć kolejnego bloga. Z drugiej strony to nie wiem jak wtedy będzie u mnie z czasem. No nic, zastanowię się jeszcze, a Was zachęcam do zostawienia po sobie śladu w zakładce SPAM, przeznaczonej specjalnie dla Was i do reklamowania Waszych blogów. Przesyłam całuski i pozdrowienia :)

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział trzeci.

Rose obudziła się rano nieco obolała, co było spowodowane prawdopodobnie tym, że najzwyczajniej w świecie spadła przez sen z kanapy. Uniosła się więc najpierw delikatnie na łokciach i sprawdziła, czy nie ma kogoś w Pokoju Wspólnym. Jednak na jej nieszczęście na jednym z foteli umieszczonych trochę dalej siedziała jakaś dziewczyna z drugiego roku i ćwiczyła zaklęcia. Rose westchnęła i zrezygnowana wstała, po czym prędko pognała do dormitorium. Zo już nie było. Pewnie znowu się gdzieś zapuściła ze swoim chłopakiem.
- Hej - Rose rzuciła w kierunku Soph, siedzącej na łóżku. A ona w odpowiedzi tylko dziwnie się na nią spojrzała. No tak. Przecież właśnie wróciła nie wiadomo skąd w samych pidżamach i rozczochranych włosach. Ruda uśmiechnęła się więc głupkowato - Zasnęłam przy książce. Wyspałaś się?
-Nawet. - odparła Sophie, wyjmując nogi spod kołdry. Przetarła ręką zaspane oczy i powiedziała - Twój kuzyn to skończony dupek. - chwilę potem wstała i zaczęła upinać włosy wysoko w luźnego koka.
-Chyba wiem o co ci chodzi. Wczoraj, podczas gdy on niósł cię na rękach, cała Wielka Sala się na was gapiła. Nie wyłączając nauczycieli. Ale nie przejmuj się. - przyjaciółka spojrzała na nią z zażenowaniem. - Naprawdę. Niedługo Hachiro znowu coś odwali i o was nikt nie będzie już pamiętał. Ale nie rozmawiajmy już o tym. Wiesz, że wczoraj Zo wróciła dopiero o pierwszej w nocy? Jeśli była wtedy z Markiem... Naprawdę nie chcę wiedzieć, co oni tak długo robili.
-Ja też. - odpowiedziała bez jakiegokolwiek zabarwienia emocjonalnego Sophie.
-A co ty taka nie w sosie dzisiaj? Mówiłam ci, nie myśl o wczorajszym zajściu. Słyszysz? - zapytała Rose niebezpiecznie się do niej zbliżając z chytrym uśmieszkiem. W pewnym momencie gwałtownie wyrwała i w dwóch susach dostała się do przyjaciółki, po czym rzuciła ją na łóżko i zaczęła łaskotać. Obie szczerze się śmiały. Soph - bo była łaskotana, a Rose, bo udało jej się w końcu ją rozśmieszyć. Po wszystkim położyły się obok siebie wciąż z szerokimi uśmiechami na twarzach, oddychając głęboko. Sophie mocno przytuliła rudowłosą.
-Dziękuję - powiedziała, po czym dźwignęła się i ruszyła w stronę łazienki niemal tanecznym krokiem. "Taka przyjaciółka to prawdziwy skarb" - pomyślała.

 Gina, bliska koleżanka Lily, bardzo się zaniepokoiła, gdy przyjaciółka wieczorem długo nie wracała. Pomyślała jednak, że może odwiedziła ona Hagrida, więc nie poszła jej szukać. Położyła się spać. Niestety. Rano, rudej nadal nie było. Gina śmiertelnie zbladła, widząc puste, nieużywane jeszcze łóżko współlokatorki. Wciągnęła więc na siebie pospiesznie szatę i zbiegła na dół po schodach, zawiadomić jednego z nauczycieli o zniknięciu dziewczyny. Kiedy była już niedaleko gabinetu, wpadła na kogoś i się przewróciła.
-Uważaj jak chodzisz.- powiedziała podenerwowana nawet nie podnosząc głowy. Dopiero jak wstała zauważyła, że przeszkodą na jej drodze okazał się Hachiro, Azjata z Gryffindoru. Znała go trochę, bo przyjeżdżał czasem na wakacje do Potterów, w trakcie, kiedy ona też tam była. Zreflektowała się więc nieco i dopowiedziała - Sorry śpieszę się. Muszę koniecznie znaleźć Lily, bo...
-Jest w Skrzydle Szpitalnym. - przerwał jej w pół zdania. - Wczoraj po kolacji przechodziłem korytarzem i usłyszałem krzyk. Pobiegłem, aby zobaczyć co się stało i zobaczyłem ją leżącą na ziemi, nieprzytomną. Próbowałem ją ocucić, ale bez skutku. Zawiadomiłem więc pielęgniarkę. - opowiedział jednym tchem, jakby podłamany.
-Ale dlaczego zemdlała? - spytała przerażona Gina. Ciarki przechodziły jej po plecach, kiedy wyobraziła sobie, co mogło spotkać jej przyjaciółkę.
-Tego nie wiadomo. Obudziła się przed chwilą, ale nie pamięta nic z wczorajszego wieczoru, od momentu, kiedy opuściła Wielką Salę. Dopiero od niej wyszedłem, żeby powiadomić jej braci. Ale Gina chyba już nie usłyszała ostatniego zdania. Tak bardzo śpieszyła się, żeby zobaczyć co i jak z Lily.

Jamesa obudziło gwałtowne walenie w drzwi. Przetarł oczy i zaspanym głosem wybełkotał:
-Proszę.
Wejście raptownie odskoczyło, a do środka wszedł przejęty Hachiro.
-Lily jest w Skrzydle. - powiedział tylko. Jednak wystarczyło to, aby James wypadł jak strzała z łóżka i przygotował się w mgnieniu oka do wyjścia.

-Idziemy.-powiedział po chwili i obaj ruszyli do wyjścia. Rozmowa jakoś się nie kleiła. Azjata wyjaśnił jedynie koledze, w jakich okolicznościach Lily trafiła pod opiekę pielęgniarki. Kiedy weszli do środka, przy łóżku chorej siedziały już Rose i Soph, które tylko patrzyły się na rudowłosą z czułością i współczuciem, ponieważ niedawno zasnęła. Chłopcy podeszli bliżej.
-To na pewno nic poważnego. Równie dobrze mogła się słabo poczuć, bo mało zjadła, a upadając uderzyła głową w posadzkę. Sądzę, że stąd są jej braki w pamięci. - powiedział niemal niedosłyszalnie James, żeby w jakiś sposób uspokoić resztę. Bo przecież patrząc na to wszystko realnie, co innego mogło się stać? Hogwart jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc na ziemi. 
-Myślę, że to najodpowiedniejszy scenariusz tego zdarzenia. - odezwał się głos tuż za nimi. Wszyscy jednocześnie odwrócili głowy. Była to oczywiście stara, dobra pani Pomfrey, która po chwili odeszła. Przyjaciele niemal się nie odzywali. W między czasie przyszedł do nich ktoś z planami zajęć i niedługo potem każde z nich , jedno po drugim, opuściło salę. 

Scorpius pierwszą lekcję miał z profesor Brown, nauczycielką eliksirów. Prościzna. Jedyny problem leżał w tym, że znowu pewnie przysiądzie się do niego Smith. Bardziej wkurzającej dziewczyny chyba nie poznał nigdy wcześniej. Kiedy wszedł do sali, w środku jak zwykle panował niemały zaduch spowodowany podgrzewaniem kociołków. Malfoy zajął miejsce na samym końcu i czekał na rozpoczęcie nudnej lekcji wprowadzającej, mówiącej o zasadach bezpieczeństwa. Na jego szczęście Megan w ogóle nie pojawiła się w klasie. Mógł więc chociaż trochę odetchnąć. Jednak, ku jego zaskoczeniu, dziewczyna wbiegła do sali w połowie zajęć i zdyszana powiedziała:
-Muszę zabrać Scorpiusa do naszego opiekuna domu. To pilne. - zaraz po tym podeszła do biurka nauczycielki, położyła na nim jakiś zwitek papieru i spojrzała na Malfoya wyczekująco.