-Prefekt, który został w pierwszym
rzędzie wybrany dla Slytherinu, w ostatnim czasie bardzo się rozchorował.
Postanowiłem, że na czas jego nieobecności, przejmiesz wszystkie obowiązki,
związane z tym stanowiskiem. – powiedział smętnie nauczyciel. Scorpius
zaniemówił. Spodziewał się czegoś okropnego, a tu patrzcie jaka odmiana. Ha! On
prefektem. Nie podejrzewałby, że to jego wybiorą na zastępstwo, bo nie należał
do zbyt przykładnych i obowiązkowych uczniów. Głównym powodem jego podejścia
było to, że w domu nie trzymano go na krótkiej smyczy, jak kiedyś jego ojca –
Draco.
-Dobrze. Czy mam w związku z tym coś do zrobienia w tej chwili, czy mogę wrócić na zajęcia? – dopytał chłopak.
-Możesz iść. – powiedział tylko profesor i z powrotem zanurzył się w papierzyskach, leżących przed nim na biurku.
Kiedy zaklęcia dobiegły końca i Sophie wyszła z klasy, dołączyła do niej Rose.
-Dobrze. Czy mam w związku z tym coś do zrobienia w tej chwili, czy mogę wrócić na zajęcia? – dopytał chłopak.
-Możesz iść. – powiedział tylko profesor i z powrotem zanurzył się w papierzyskach, leżących przed nim na biurku.
Kiedy zaklęcia dobiegły końca i Sophie wyszła z klasy, dołączyła do niej Rose.
-Gdzie ty nagle zniknęłaś po
pierwszej lekcji? Miałam nadzieję, że w czasie wolnym porobimy coś razem –
poskarżyła się ruda, demonstracyjnie wydymając usta.
-Przepraszam Rosie, byłam zamyślona.
Po prostu zapomniałam. Poza tym udało mi się już odrobić pracę domową z
historii magii. – Rose zerknęła na przyjaciółkę podejrzliwie.
-Czy ktoś rzucił na ciebie urok? –
spytała śmiertelnie poważnie.
-Chciałam mieć po prostu w miarę
wolne popołudnie. – usprawiedliwiła się Soph – I zobacz: udało się. Na razie
nic nam nie dołożyli. – uśmiechnęła się, po czym złapała Rose pod ramię.
-Nie idźmy dzisiaj na obiad
–wypaliła nagle.
-Soophie! Nie rób mi tego. –jęknęła ruda, krzywiąc się i marszcząc czoło. – Jestem głodna jak wilk.
-Soophie! Nie rób mi tego. –jęknęła ruda, krzywiąc się i marszcząc czoło. – Jestem głodna jak wilk.
-Ja też.
-A więc o co ci chodzi? – zdziwiła
się Rose.
-A o to, żebyśmy zawinęły coś z
kuchni i urządziły sobie potajemnie piknik. Jest taka piękna pogoda.. – kiedy
Rose to usłyszała, jej twarz przybrała wyraz trudny do opisania. Dziewczyna
miała krótki wewnętrzny konflikt pomiędzy przyjemnością, a prawem szkolnym. No,
bo co będzie, jak ktoś ich zauważy? Ostatecznie jednak przystała na propozycję
przyjaciółki. W końcu raz się żyje. Udały się więc ukrytym przejściem do
miejsca, gdzie skrzaty przyrządzały potrawy. Gdy zauważyły nowo przybyłych
gości, zleciały się do nich jak muchy, pytając, czy przypadkiem nie mogą w
czymś pomóc. Dziewczyny poprosiły więc o kilka smacznych rzeczy, po czym używając
zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego wpakowały wszystko do toreb.
-Soph, chodźmy szybciej, bo zaraz
umrę. – stękała Rose, której kiszki od dobrej godziny marsza grały.
-Spokojnie, jeszcze chwilka.
-Dłużej tak nie dam rady. – orzekła
ruda, po czym bez ostrzeżenia złapała Sophie za rękę i puściła się biegiem w
stronę błoni.
-Nie mam siły – wysapała Sophie,
kiedy już dotarły na miejsce. Obie oparły ręce na kolanach ciężko dysząc. Po
chwili zaczęły wypakowywać jedzenie i układać je na trawie. Kiedy wreszcie
skończyły, rozsiadły się wygodnie z poczuciem, że wreszcie mogą trochę
odpocząć.
-Co to był za chłopak, z którym
siedziałaś na zaklęciach? – zagadnęła Rose, w przerwie między kolejnymi gryzami
zapiekanki.
-Chuck. – odpowiedziała Soph. Jednak
kiedy zauważyła, że przyjaciółka nadal nie wie o kogo chodzi, dodała – Taki jeden,
co się do nas rok temu przypałętał na Halloween.
-Okej, chyba kojarzę – stwierdziła niepewnie
Rose. Po chwili do dziewczyn przyłączyła się Zoey, ich współlokatorka.
-Co tam słychać? – zapytała, po czym podeszła do nich i dała każdej na przywitanie buziaka w policzek. – Binns dał nam dzisiaj popalić, co nie? Myślałam, że zaraz wyskoczę przez okno, jak tak nawijał i nawijał…
-Co tam słychać? – zapytała, po czym podeszła do nich i dała każdej na przywitanie buziaka w policzek. – Binns dał nam dzisiaj popalić, co nie? Myślałam, że zaraz wyskoczę przez okno, jak tak nawijał i nawijał…
-Nawet gdybyś to zrobiła, to i tak
Mark by cię złapał – rzuciła kąśliwie Soph, za co dostała po głowie.
-Czepiacie się mnie, bo nie
potraficie sobie poradzić ze swoimi problemami. Sophie, nadal nie pojmuję
twoich kłótni z Jamesem. Wszyscy widzą to, że do siebie pasujecie. Dlaczego nie
jesteście parą?
-A kto ci powiedział, Zo, że ja w
ogóle jestem w nim zakochana? Sama tego nie wiem. Ale proszę Was, nie
zaczynajmy tego tematu, bo dopiero co udało mi się przestać o tym myśleć.
-Mam pomysł! – pisnęła Rose. –
Widzicie kto siedzi po drugiej stronie jeziora? – ruda pokazała na dwóch
chłopaków, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali.
-Przecież to Albus i Scorp! – Sophie
wyszczerzyła zęby w uśmiechu – Mam nadzieję, że myślimy dokładnie o tym samym,
bo ja swojego pomysłu tak łatwo nie porzucę. – zapowiedziała, po czym podniosła
się, zacierając ręce.
-Ruszamy! – zakomenderowała Rose. Tak
więc ruszyły we trzy nieco uprzykrzyć życie dwójki Ślizgonów.
James przez całe popołudnie nie miał co ze sobą zrobić. Chodził otępiały i przybity, do nikogo się nie odzywał. Kiedy wrócił do pokoju wspólnego, po prostu rozłożył się na fotelu i rzucał drobne zaklęcia na wszystko co leżało pod ręką.
James przez całe popołudnie nie miał co ze sobą zrobić. Chodził otępiały i przybity, do nikogo się nie odzywał. Kiedy wrócił do pokoju wspólnego, po prostu rozłożył się na fotelu i rzucał drobne zaklęcia na wszystko co leżało pod ręką.
-Życie bywa ciężkie. – usłyszał znajomy
już sobie głos, który dobiegał od strony kominka. Należał do fioletowowłosej
dziewczyny, która dzień wcześniej otworzyła mu przejście. Siedziała na kanapie
i patrzyła na trzaskający ogień. Na jej piersi widniała błyszcząca odznaka
prefekta. A więc to ona nim została…
-Tak, bywa. – powiedział niechętnie
Potter, zakładając ręce za głowę.
-Niestety, często z naszej winy. –
powiedziała i spojrzała na chłopaka znacząco. – Powinieneś o nią zawalczyć. Ona
tego chce.
-Przecież mówiła mi...
-Powiedziałam, że ona tego chce a
nie, że o tym wie. To dwie różne rzeczy. – przewróciła oczami, po czym zniknęła
za drzwiami prowadzącymi do dormitoriów dziewcząt.
Lily leżała w szpitalnym łóżku,
przewracając się z boku na bok. Nie mogła znieść tej bezczynności. Cały czas
próbowała sobie przypomnieć, co takiego stało się poprzedniej nocy, ale
nadaremno. Tak jakby jakaś czarna mgła ściśle opatuliła jej umysł, nie chcąc
przepuścić choć smugi wspomnienia. Na szczęście po południu wpadli do niej
Bryan z Giną. Grali właśnie w pokera, kiedy Bryan wypalił:
-Wiecie, że Scorpius Malfoy został
nowym prefektem Ślizgonów?
-No i co? Niech sobie nim jest, mało
mnie to obchodzi – wzruszyła ramionami Lily. – Teraz wszyscy gadają tylko o
tych prefektach. Bla, bla.
-Niech będzie. Nie było tematu. –
powiedział chłopak, aby udobruchać nieco rudowłosą.
Bardzo fajny rozdział. Z niecierpliwością czekam na następny. ;)
OdpowiedzUsuń