sobota, 26 kwietnia 2014

Komunikat.

Cholerka, niedługo będzie tu więcej komunikatów, niż faktycznych rozdziałów, ale muszę Wam przekazać, że - o ile ktoś to w ogóle czyta - rozdział pojawi się dopiero w środę-czwartek. Przepraszam naprawdę, ale mam teraz natłok sprawdzianów i nauki, wcześniej raczej nie da rady :(

środa, 23 kwietnia 2014

Komunikat.

Rozdział czwarty pojawi się dopiero w piątek z przyczyn niezależnych ode mnie. :( Przed świętami i w święta byłam chora, więc trochę zaległości mi się w szkole porobiło. A tak w ogóle to ostatnio miałam czaderski sen o Hogwarcie i zastanawiam się, czy nie stworzyć kolejnego bloga. Z drugiej strony to nie wiem jak wtedy będzie u mnie z czasem. No nic, zastanowię się jeszcze, a Was zachęcam do zostawienia po sobie śladu w zakładce SPAM, przeznaczonej specjalnie dla Was i do reklamowania Waszych blogów. Przesyłam całuski i pozdrowienia :)

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział trzeci.

Rose obudziła się rano nieco obolała, co było spowodowane prawdopodobnie tym, że najzwyczajniej w świecie spadła przez sen z kanapy. Uniosła się więc najpierw delikatnie na łokciach i sprawdziła, czy nie ma kogoś w Pokoju Wspólnym. Jednak na jej nieszczęście na jednym z foteli umieszczonych trochę dalej siedziała jakaś dziewczyna z drugiego roku i ćwiczyła zaklęcia. Rose westchnęła i zrezygnowana wstała, po czym prędko pognała do dormitorium. Zo już nie było. Pewnie znowu się gdzieś zapuściła ze swoim chłopakiem.
- Hej - Rose rzuciła w kierunku Soph, siedzącej na łóżku. A ona w odpowiedzi tylko dziwnie się na nią spojrzała. No tak. Przecież właśnie wróciła nie wiadomo skąd w samych pidżamach i rozczochranych włosach. Ruda uśmiechnęła się więc głupkowato - Zasnęłam przy książce. Wyspałaś się?
-Nawet. - odparła Sophie, wyjmując nogi spod kołdry. Przetarła ręką zaspane oczy i powiedziała - Twój kuzyn to skończony dupek. - chwilę potem wstała i zaczęła upinać włosy wysoko w luźnego koka.
-Chyba wiem o co ci chodzi. Wczoraj, podczas gdy on niósł cię na rękach, cała Wielka Sala się na was gapiła. Nie wyłączając nauczycieli. Ale nie przejmuj się. - przyjaciółka spojrzała na nią z zażenowaniem. - Naprawdę. Niedługo Hachiro znowu coś odwali i o was nikt nie będzie już pamiętał. Ale nie rozmawiajmy już o tym. Wiesz, że wczoraj Zo wróciła dopiero o pierwszej w nocy? Jeśli była wtedy z Markiem... Naprawdę nie chcę wiedzieć, co oni tak długo robili.
-Ja też. - odpowiedziała bez jakiegokolwiek zabarwienia emocjonalnego Sophie.
-A co ty taka nie w sosie dzisiaj? Mówiłam ci, nie myśl o wczorajszym zajściu. Słyszysz? - zapytała Rose niebezpiecznie się do niej zbliżając z chytrym uśmieszkiem. W pewnym momencie gwałtownie wyrwała i w dwóch susach dostała się do przyjaciółki, po czym rzuciła ją na łóżko i zaczęła łaskotać. Obie szczerze się śmiały. Soph - bo była łaskotana, a Rose, bo udało jej się w końcu ją rozśmieszyć. Po wszystkim położyły się obok siebie wciąż z szerokimi uśmiechami na twarzach, oddychając głęboko. Sophie mocno przytuliła rudowłosą.
-Dziękuję - powiedziała, po czym dźwignęła się i ruszyła w stronę łazienki niemal tanecznym krokiem. "Taka przyjaciółka to prawdziwy skarb" - pomyślała.

 Gina, bliska koleżanka Lily, bardzo się zaniepokoiła, gdy przyjaciółka wieczorem długo nie wracała. Pomyślała jednak, że może odwiedziła ona Hagrida, więc nie poszła jej szukać. Położyła się spać. Niestety. Rano, rudej nadal nie było. Gina śmiertelnie zbladła, widząc puste, nieużywane jeszcze łóżko współlokatorki. Wciągnęła więc na siebie pospiesznie szatę i zbiegła na dół po schodach, zawiadomić jednego z nauczycieli o zniknięciu dziewczyny. Kiedy była już niedaleko gabinetu, wpadła na kogoś i się przewróciła.
-Uważaj jak chodzisz.- powiedziała podenerwowana nawet nie podnosząc głowy. Dopiero jak wstała zauważyła, że przeszkodą na jej drodze okazał się Hachiro, Azjata z Gryffindoru. Znała go trochę, bo przyjeżdżał czasem na wakacje do Potterów, w trakcie, kiedy ona też tam była. Zreflektowała się więc nieco i dopowiedziała - Sorry śpieszę się. Muszę koniecznie znaleźć Lily, bo...
-Jest w Skrzydle Szpitalnym. - przerwał jej w pół zdania. - Wczoraj po kolacji przechodziłem korytarzem i usłyszałem krzyk. Pobiegłem, aby zobaczyć co się stało i zobaczyłem ją leżącą na ziemi, nieprzytomną. Próbowałem ją ocucić, ale bez skutku. Zawiadomiłem więc pielęgniarkę. - opowiedział jednym tchem, jakby podłamany.
-Ale dlaczego zemdlała? - spytała przerażona Gina. Ciarki przechodziły jej po plecach, kiedy wyobraziła sobie, co mogło spotkać jej przyjaciółkę.
-Tego nie wiadomo. Obudziła się przed chwilą, ale nie pamięta nic z wczorajszego wieczoru, od momentu, kiedy opuściła Wielką Salę. Dopiero od niej wyszedłem, żeby powiadomić jej braci. Ale Gina chyba już nie usłyszała ostatniego zdania. Tak bardzo śpieszyła się, żeby zobaczyć co i jak z Lily.

Jamesa obudziło gwałtowne walenie w drzwi. Przetarł oczy i zaspanym głosem wybełkotał:
-Proszę.
Wejście raptownie odskoczyło, a do środka wszedł przejęty Hachiro.
-Lily jest w Skrzydle. - powiedział tylko. Jednak wystarczyło to, aby James wypadł jak strzała z łóżka i przygotował się w mgnieniu oka do wyjścia.

-Idziemy.-powiedział po chwili i obaj ruszyli do wyjścia. Rozmowa jakoś się nie kleiła. Azjata wyjaśnił jedynie koledze, w jakich okolicznościach Lily trafiła pod opiekę pielęgniarki. Kiedy weszli do środka, przy łóżku chorej siedziały już Rose i Soph, które tylko patrzyły się na rudowłosą z czułością i współczuciem, ponieważ niedawno zasnęła. Chłopcy podeszli bliżej.
-To na pewno nic poważnego. Równie dobrze mogła się słabo poczuć, bo mało zjadła, a upadając uderzyła głową w posadzkę. Sądzę, że stąd są jej braki w pamięci. - powiedział niemal niedosłyszalnie James, żeby w jakiś sposób uspokoić resztę. Bo przecież patrząc na to wszystko realnie, co innego mogło się stać? Hogwart jest jednym z najbezpieczniejszych miejsc na ziemi. 
-Myślę, że to najodpowiedniejszy scenariusz tego zdarzenia. - odezwał się głos tuż za nimi. Wszyscy jednocześnie odwrócili głowy. Była to oczywiście stara, dobra pani Pomfrey, która po chwili odeszła. Przyjaciele niemal się nie odzywali. W między czasie przyszedł do nich ktoś z planami zajęć i niedługo potem każde z nich , jedno po drugim, opuściło salę. 

Scorpius pierwszą lekcję miał z profesor Brown, nauczycielką eliksirów. Prościzna. Jedyny problem leżał w tym, że znowu pewnie przysiądzie się do niego Smith. Bardziej wkurzającej dziewczyny chyba nie poznał nigdy wcześniej. Kiedy wszedł do sali, w środku jak zwykle panował niemały zaduch spowodowany podgrzewaniem kociołków. Malfoy zajął miejsce na samym końcu i czekał na rozpoczęcie nudnej lekcji wprowadzającej, mówiącej o zasadach bezpieczeństwa. Na jego szczęście Megan w ogóle nie pojawiła się w klasie. Mógł więc chociaż trochę odetchnąć. Jednak, ku jego zaskoczeniu, dziewczyna wbiegła do sali w połowie zajęć i zdyszana powiedziała:
-Muszę zabrać Scorpiusa do naszego opiekuna domu. To pilne. - zaraz po tym podeszła do biurka nauczycielki, położyła na nim jakiś zwitek papieru i spojrzała na Malfoya wyczekująco.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział drugi.

James czuł się głęboko dotknięty takim obrotem spraw. Inaczej sobie to wszystko wyobrażał. Miał nadzieję, że Soph nie będzie się długo na niego gniewała. Z tą myślą ruszył w kierunku schodów. Pospiesznie wbiegł na górę i będąc już prawie u celu, zdał sobie sprawę, że nie zna nowego hasła. Zaklął pod nosem i oparł się plecami o chłodny mur obok obrazu, po czym przeczesał ręką włosy i powoli osunął się na ziemię. Kolejna wpadka. Jedyne co mu pozostało to siedzieć i czekać na kogoś, kto będzie wchodził lub wychodził. Po jakimś czasie wyjął różdżkę i zaczął się nią bawić. Nuda i uczucie, że nie może zrobić nic pożytecznego bardzo go frustrowały. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a James był coraz bardziej zdenerwowany. W końcu nie wytrzymał. Wstał i z impetem walnął pięścią w ścianę, choć tak naprawdę odkąd przyszedł, minął zaledwie niecały kwadrans. I właśnie wtedy, kiedy rozmasowywał obolałą dłoń usłyszał obojętnie wypowiedziane:
-Właź.
Odwrócił się więc w tamtą stronę. Stała tam w sumie całkiem przeciętna dziewczyna. No, oczywiście nie patrząc na włosy, które były fioletowo-różowego koloru i opadały swobodnie na ramiona. Jednak James, za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć jej imienia. Sam nie wiedział dlaczego i najwyraźniej nie chciał się nad tym zastanawiać, bo bez słowa ruszył w jej kierunku i szybko przedostał się przez otwór. Bąknął tylko na odchodnym ledwo dosłyszalne "dzięki" i nie odwracając się, pomknął do schodów prowadzących do dormitoriów, po czym wpadł do swojej sypialni i tak jak stał padł na łóżko. Niemal natychmiast zasnął.

Lily wyszła z Wielkiej Sali sama. Nie miała większej ochoty na towarzystwo, bo musiała przemyśleć kilka spraw. Była wdzięczna dziewczynom za to, że nie drążyły tematu Albusa w pociągu i zostawiły ją w spokoju. I tak by im nic nie powiedziała. Nie miała ochoty o tym mówić i na nowo roztrząsać. Poza tym to była sprawa tylko pomiędzy nią, a bratem. Nie zamierzała mieszać w to osób trzecich. Stawiając powoli i jakby ociężale stopy na kolejnych stopniach, czesała palcami włosy. W końcu odgarnęła je do tyłu i wtedy to poczuła. Jakby coś oślizgłego otarło się o jej dłoń. Gwałtownie ją cofnęła i odruchowo obróciła się dookoła z wyciągniętą przed siebie różdżką. Wiedziała, że ktoś ją obserwuje. Ten okropny moment, kiedy czujesz na sobie cudzy wzrok, po prostu podświadomie zdajesz sobie sprawę z tego, że za którymś rogiem ktoś się na ciebie czai, czeka na odpowiednią chwilę... Po chwili Lily przestała się już rozglądać na wszystkie strony, ale stała jeszcze trochę w bezruchu, nasłuchując. Wydawało jej się jakby w jednej chwili dookoła jeszcze bardziej pociemniało. Wszystko było jakby bardziej ponure niż dotychczas. Następnie powolutku, jak najciszej potrafiła, ruszyła przed siebie, chude palce cały czas kurczowo zaciskając na różdżce. Schodek po schodku. Jeszcze tylko trochę, tylko kawałek i będzie w Pokoju Wspólnym. Wśród przyjaciół. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jaką głupotę popełniła, zostając jako jedna z ostatnich na kolacji. Gina, Tom, Debby, Bryan... Wszyscy wyszli zaledwie kilka minut przed nią. Jaka z niej idiotka. Co za szczęście. Ostatni schodek. Chyba jednak wyjdzie z tego bez szwanku i niedługo będzie mogła spokojnie ułożyć się w ciepłym łóżku i zasnąć. Tak, już tak bardzo niedaleko. Ostatni zakręt. I... I rozdzierający krzyk rudowłosej, rozchodzący się w ciemnym korytarzu.

 Kiedy Rose weszła do dormitorium Sophie już smacznie spała, a Zo jeszcze nie wróciła, bo w pokoju  nie było żadnych śladów jej obecności. Ruda zgarnęła więc wszystkie potrzebne rzeczy i poszła do łazienki, żeby się umyć. Puściła niemalże gorącą wodę, bo chciała odprężyć się przed pierwszym dniem szkoły. Wykąpana, nałożyła na siebie wszystkie balsamy, maści i inne specyfiki upiększające urodę. Zawinęła mokre włosy w ręcznik, wciągnęła na siebie pidżamy i cichutko wyszła. W dormitorium odłożyła wszystkie przybory na miejsce i przygotowała szatę na następny dzień. Uporała się z tym około pierwszej w nocy. Wtedy do  sypialni wparowała Zo, która tylko pospiesznie przywitała się z koleżanką i także zniknęła za drzwiami łazienki. Rose planowała położyć się spać, ale ku swojemu zdziwieniu nie była zmęczona. Wybrała więc książkę, którą zaczęła czytać pod koniec wakacji i poszła do Pokoju Wspólnego, aby dokończyć ją przy kominku. Lektura jednak sprawiła, że powieki same zaczęły opadać i zasnęła przy niej jak małe dziecko. 

sobota, 12 kwietnia 2014

Komunikat.

!UWAGA UWAGA!

Jeśli znacie jakieś fajne blogi o Harrym Potterze, ewentualnie jakiekolwiek przygodowe, lub sami/e takowe prowadzicie to bardzo bardzo Was proszę o podanie mi linków w zakładce SPAM :)


Zwracam się z tym do Was , bo naprawdę nie mam co czytać i chętnie poznałabym jakieś nowe historie :)


Pozdrawiam :)