poniedziałek, 23 czerwca 2014

Liebster Award

Liebster Award

Do Liebster Award nominowała mnie Patrycja Zygmunt prowadząca bloga http://dark-and-black-gang.blogspot.com/ . Wielkie dzięki :*

Zasady Liebster Award 


Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Moje odpowiedzi:

1.Co skłoniło cię do napisania fanfiction?

Myślę, że głównie zamiłowanie do HP. Od ubiegłorocznych wakacji zaczęłam się tą serią jakoś bardziej interesować. Do tego ogólnie lubię pisać opowiadania, robiłam to już dużo wcześniej więc pomyślałam : dlaczego by nie spróbować? No i jestem :D

2.Prowadzisz jeszcze innego bloga?


Nie, ale zamierzam. Mam już nawet pomysł i gotowy nagłówek :D

3.Jakie masz hobby?

Najbardziej lubię rysować, pisać opowiadania i czytać książki ;)

4.Z czego czerpiesz pomysły na fanfiction?

Bardzo często z moich snów. Poza tym zawsze przy pisaniu słucham muzyki, to też pomaga.

5.Do jakich fandomów należysz?

Potterheads, Idiots (Green Day).

6.Ile masz lat?

Skończone 15.

7.Spotkałaś na żywo swoich idoli?

Niestety nie.

8.Jakie masz plany na przyszłość?

Chciałabym zostać lekarzem, ale jeszcze nie zdecydowałam w jakiej specjalizacji.

9.Co robisz w wolnym czasie?

Patrz punkt 3. Poza tym jak jest ładna pogoda, to spotykam się z przyjaciółkami.

10.Czy znajomi z twojej klasy wiedzą, że prowadzisz bloga?

Tylko niektórzy.

11.Jakie jest twoje marzenie?

Marzę, żeby w przyszłości napisać książkę, ale wątpię, że mi się to uda.

Nominuję:

1.http://dramione-felix-felicis.blogspot.com/
2.http://fedemila-milosc-naxi.blogspot.com/
3.http://powiescblekitognia.blogspot.com/
4.http://future-never-known.blogspot.com/
5.http://dramione-gorycz-milosci.blogspot.com/
6.http://jestes-moim-wrogiem-kochanie.blogspot.com/
7.http://hermiona-riddle-nowa-historia.blogspot.com/
8.http://meta-nous.blogspot.com/
9.http://wspomnienia-sa-kluczem-do-tajemnic.blogspot.com/
10.http://blinny-story.blogspot.com/
11.http://fremione-ginny.blogspot.com/

Moje pytania:

1.Jaka jest twoja ulubiona książka?
2.Czy jest to twój pierwszy blog?
3.Masz rodzeństwo?
4.Dlaczego piszesz bloga?
5.Co najczęściej jest twoją inspiracją przy pisaniu?
6.Jakie gatunki filmów lubisz najbardziej?
7.Myślałaś/eś nad tym, żeby w przyszłości napisać książkę?
8.Do jakich fandomów należysz?
9.Jakiej muzyki słuchasz?
10.Jaki jest twój ulubiony przedmiot szkolny i dlaczego?
11.Umiesz grać na jakimś instrumencie? Jak tak, to na jakim?

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział szósty.

Oj, jakie te dziewuchy potrafią być wredne! Zmówiły się jak trzy wiedźmy i planowały napad na dwóch bezbronnych Ślizgonów, nie domyślających się absolutnie niczego. Nie ułożyły harmonogramu działania wcześniej. Co to, to nie. Chciały działać spontanicznie, bo nieobmyślane akcje wychodzą znacznie lepiej od tych, które przygotowujemy z dużym wyprzedzeniem.
A więc najpierw Zo - która była w tym niezaprzeczalnie najlepsza - bez słowa uprzedzenia podeszła do jednej, a następnie do drugiej przyjaciółki i nałożyła na obydwie Zaklęcie Kameleona*.
-Rose tylko spróbuj mi się zaśmiać, albo pisnąć podczas akcji, a obiecuję, że specjalnie dla ciebie wyuczę się zaklęcia Cruciatus. - zagroziła Zoey. 
Rosie zrobiła wielkie oczy, udając przerażenie, po czym zamknęła usta na niewidzialny kluczyk , który później rzuciła gdzieś daleko. 
-Myślę jednak, że warto byłoby chociaż ogólnie omówić plan działania - rzuciła niepewnie Sophie. Ruda chciała głośno wypalić z odpowiedzią, ale szybko zreflektowała się, że obiecała zachowywać się cicho. Zakryła więc jedynie buzię dłonią i spojrzała wyczekująco na dziewczyny. Kiedy wreszcie one to zaczną? 
-Okej byle szybko, bo zaraz nam zwieją - zauważyła Zo.
Po obgadaniu wszystkiego wkroczyły do działania. Z początku po cichutku zakradły się do chłopaków w taki sposób, aby znaleźć się pomiędzy nimi a brzegiem jeziorka. Na pierwszy ogień postanowiły rzucić lekkie orzeźwienie. Wystrzeliły wszystkie w górę zaklęciem Aguamenti** tak, aby woda podczas opadania stworzyła zimny deszcz. Kropelki rozbryzgiwały się na wszystkie strony sprawiając, że w ciągu kilku sekund chłopcy zrobili się mokrzy. 

Rose bardzo rozbawił widok Scorpiusa i Ala zrywających się z miejsc ze zdezorientowanymi minami. Zaczęli rozglądać się dookoła, żeby dowiedzieć się, skąd się wziął tak nagły deszcz. Jakie było ich zdziwienie, kiedy zrozumieli, że pada tylko na nich! Ruda postanowiła nieco podkręcić atmosferę.
-Lacarnum Inflamare*** - szepnęła formułę, celując różdżką prosto w pergamin, trzymany przez Albusa. Papier momentalnie zajął się ogniem, a zaskoczony Potter cofnął ręce. Można było dostrzec jak z pewnym zrezygnowaniem spogląda na dłonie, które trzymały przed sekundą zwój. Rosie pomyślała, że właśnie musiała puścić z dymem jego zadanie domowe. Chłopak szybko wyciągnął różdżkę. Nie zamierzał być przecież kozłem ofiarnym. Bez różnicy komu zachciało się głupich dowcipów. On go dorwie, a wtedy żartowniś dopiero będzie mógł rżeć ze śmiechu.
-Wyjdź i pokaż się tchórzu! Stoczmy pojedynek i przekonajmy się, kto lepiej walczy - wycedził przez zęby Al. Rose uśmiechnęła się pod nosem. Ona wcale nie zamierzała grać fair. Wolała być tchórzem. Dopiero teraz będzie zabawa.

Kiedy Soph spostrzegła zmianę działania rudej, też postanowiła się trochę podrażnić ze Ślizgonami. Bez najmniejszego zawahania rzuciła na Malfoya Levicorpus****. Blondyn oczywiście zawisł do góry nogami w powietrzu. Sophie myślała, że nie opanuje napadu śmiechu, który naszedł ją w tamtym momencie. Bowiem zanim chłopak zdołał wydobyć różdżkę, jego twarz zdążyła nieźle się zaczerwienić. Chociaż nie. Nieźle? To za mało powiedziane. On wyglądał jak dopiero co wykopany, świeży, dojrzały burak. Jednak niestety dziewczyna nie mogła nacieszyć się długo tym widokiem, bo Scorp uwolnił się ze zwisu zaklęciem Liberacorpus*****. 

W0kół nich zebrała się już pokaźna grupka uczniów. Każdy chciał popatrzeć, jak jedni z najzdolniejszych członków domu Salazara są poniżani przez jakiegoś niewidzialnego "kogoś". Tego zdecydowanie nikt nie mógł przegapić. 

Zoey zaniepokoił fakt, że mają dość liczną widownię. Poza tym Al i Scorpius zdążyli się na chwilę oswobodzić z zaklęć. Mogli im coś zrobić, albo one mogły się w jakiś sposób wkopać same. 
-Stopujemy dziewczyny. - szepnęła ostrzegawczo do przyjaciółek, które dopiero zaczęły się rozkręcać.
-Jeszcze chwilkę... - nalegała Weasley.
-Nie ma mowy, nie widzisz co się dzieje? - warknęła cicho Zo. -Idziemy. - zakomenderowała, po czym bez uprzedzenia złapała za rękę rudą, która stała po jej prawej i Soph stojącą po jej lewej stronie i zaciągnęła je czym prędzej w stronę wejścia do szkoły. Słyszała za sobą zaklęcia rzucane na oślep przez rozjuszonych Ślizgonów. Kto wie przecież co mogło się stać? Czy Rose w ogóle już straciła rozum? Oj Zoey czuła, że będzie musiała się poważnie rozmówić ze swoimi współlokatorkami. Ale oczywiście zrobi to dopiero po bezpiecznym powrocie do dormitorium.

Ina miała już dość ciągłego wyjaśniania ludziom całkiem oczywistych rzeczy. To nie do pomyślenia, jak bardzo ślepym można być. Fioletowowłosa westchnęła ciężko, po czym w butach i szacie wtargnęła na swoje i tak zawsze niechlujnie wyglądające łóżko. Cóż miała poradzić, nie lubiła porządku. Nie mogła wtedy nic znaleźć i w niczym się połapać. Spojrzała niechętnie w kierunku stosu podręczników, leżących na szafce nocnej. Planowała podejść do OWTM-ów. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie to prostym zadaniem. Musiała się jednak z nim zmierzyć, jeśli chciała spełnić swoje odwieczne marzenie zostania Aurorem. Jęknęła cichutko i sięgnęła po jedną z książek. Miała mnóstwo roboty na następny dzień, a problem polegał na tym, że nie miała pojęcia za co wziąć się najpierw. Zdążyła jedynie otworzyć podręcznik, a usłyszała jakieś hałasy dochodzące z podwórka. Podniosła się więc z wygodnego posłania i zerknęła przez okno. Jasna sprawa, kogo ujrzała? Malfoya i Pottera stojących w centrum dość sporej grupy. Znowu te przeklęte bachory zaczęły gwiazdorzyć? Postanowiła, że nie puści im tego płazem. Nie minął więc choćby ułamek sekundy, a nie było jej w dormitorium, bo już pędziła w dół po schodach, napędzana nową siłą - możliwością dokopania Śizgonom.


Megan zdecydowała, że spędzi popołudnie na zewnątrz. Zgarnęła swoją paczkę i wybrali się razem, tak jak większość uczniów na błonia. Dziewczyna rozmyślała nad swoimi relacjami ze Scorpiusem. On ją olewał. Miał gdzieś. Zrozumiała to już dawno, ale cały czas miała nadzieję. No tak, nadzieja matką głupich. 
Może i była głupia, ale na pewno nie da sobą pomiatać i się wykorzystywać. Wymyśli coś. A póki co postanowiła nacieszyć się towarzystwem na przykład Terry'ego, z którym zawsze dobrze jej się układało. Oparła więc głowę o jego ramię i przymknęła lekko oczy, napawając się błogością chwili. 

Po jakimś czasie wybudziła się ze stanu odrętwienia i rozejrzała dookoła. Praktycznie cała jej grupka gdzieś wyparowała. Po drugiej stronie jeziora natomiast zauważyła te trzy świętoszki z Gryffindoru. Ewidentnie coś knuły. Sęk w tym, że Ślizgonkę mało obchodziły ich zamiary. Podniosła się, po czym zwróciła się do Terry'ego po nazwisku:
-Zabini, idziemy stąd. Zaczyna się robić nudno. - więc chłopak także wstał i objął Smith w pasie, po czym we dwoje poszli poszukać reszty.


*Zaklęcie Kameleona - kamufluje, upodabnia do otoczenia przedmiot lub żywą istotę

**Aguamenti - wytwarza strumień wody z różdżki

***Lacarnum Inflamare - umożliwia wystrzelenie z różdżki ognia w postaci małych kul

****Levicorpus - sprawia, że niewidzialna siła unosi przeciwnika za kostkę u nogi trzymając go głową w dół

*****Liberacorpus - jest zaklęciem przeciwadziałąjącym Levicorpus
___________________

Przepraszam, że rozdział nie został dodany wczoraj, ale stało się to z przyczyn całkowicie niezależnych ode mnie.

piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział piąty.

-Prefekt, który został w pierwszym rzędzie wybrany dla Slytherinu, w ostatnim czasie bardzo się rozchorował. Postanowiłem, że na czas jego nieobecności, przejmiesz wszystkie obowiązki, związane z tym stanowiskiem. – powiedział smętnie nauczyciel. Scorpius zaniemówił. Spodziewał się czegoś okropnego, a tu patrzcie jaka odmiana. Ha! On prefektem. Nie podejrzewałby, że to jego wybiorą na zastępstwo, bo nie należał do zbyt przykładnych i obowiązkowych uczniów. Głównym powodem jego podejścia było to, że w domu nie trzymano go na krótkiej smyczy, jak kiedyś jego ojca – Draco.
-Dobrze. Czy mam w związku z tym coś do zrobienia w tej chwili, czy mogę wrócić na zajęcia? – dopytał chłopak.
-Możesz iść. – powiedział tylko profesor i z powrotem zanurzył się w papierzyskach, leżących przed nim na biurku.

Kiedy zaklęcia dobiegły końca i Sophie wyszła z klasy, dołączyła do niej Rose.
-Gdzie ty nagle zniknęłaś po pierwszej lekcji? Miałam nadzieję, że w czasie wolnym porobimy coś razem – poskarżyła się ruda, demonstracyjnie wydymając usta.
-Przepraszam Rosie, byłam zamyślona. Po prostu zapomniałam. Poza tym udało mi się już odrobić pracę domową z historii magii. – Rose zerknęła na przyjaciółkę podejrzliwie.
-Czy ktoś rzucił na ciebie urok? – spytała śmiertelnie poważnie.
-Chciałam mieć po prostu w miarę wolne popołudnie. – usprawiedliwiła się Soph – I zobacz: udało się. Na razie nic nam nie dołożyli. – uśmiechnęła się, po czym złapała Rose pod ramię.
-Nie idźmy dzisiaj na obiad –wypaliła nagle.
-Soophie! Nie rób mi tego. –jęknęła ruda, krzywiąc się i marszcząc czoło. – Jestem głodna jak wilk.
-Ja też.
-A więc o co ci chodzi? – zdziwiła się Rose.
-A o to, żebyśmy zawinęły coś z kuchni i urządziły sobie potajemnie piknik. Jest taka piękna pogoda.. – kiedy Rose to usłyszała, jej twarz przybrała wyraz trudny do opisania. Dziewczyna miała krótki wewnętrzny konflikt pomiędzy przyjemnością, a prawem szkolnym. No, bo co będzie, jak ktoś ich zauważy? Ostatecznie jednak przystała na propozycję przyjaciółki. W końcu raz się żyje. Udały się więc ukrytym przejściem do miejsca, gdzie skrzaty przyrządzały potrawy. Gdy zauważyły nowo przybyłych gości, zleciały się do nich jak muchy, pytając, czy przypadkiem nie mogą w czymś pomóc. Dziewczyny poprosiły więc o kilka smacznych rzeczy, po czym używając zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego wpakowały wszystko do toreb.
-Soph, chodźmy szybciej, bo zaraz umrę. – stękała Rose, której kiszki od dobrej godziny marsza grały.
-Spokojnie, jeszcze chwilka.
-Dłużej tak nie dam rady. – orzekła ruda, po czym bez ostrzeżenia złapała Sophie za rękę i puściła się biegiem w stronę błoni.

-Nie mam siły – wysapała Sophie, kiedy już dotarły na miejsce. Obie oparły ręce na kolanach ciężko dysząc. Po chwili zaczęły wypakowywać jedzenie i układać je na trawie. Kiedy wreszcie skończyły, rozsiadły się wygodnie z poczuciem, że wreszcie mogą trochę odpocząć.
-Co to był za chłopak, z którym siedziałaś na zaklęciach? – zagadnęła Rose, w przerwie między kolejnymi gryzami zapiekanki.
-Chuck. – odpowiedziała Soph. Jednak kiedy zauważyła, że przyjaciółka nadal nie wie o kogo chodzi, dodała – Taki jeden, co się do nas rok temu przypałętał na Halloween.
-Okej, chyba kojarzę – stwierdziła niepewnie Rose. Po chwili do dziewczyn przyłączyła się Zoey, ich współlokatorka.
-Co tam słychać? – zapytała, po czym podeszła do nich i dała każdej na przywitanie buziaka w policzek. – Binns dał nam dzisiaj popalić, co nie? Myślałam, że zaraz wyskoczę przez okno, jak tak nawijał i nawijał…
-Nawet gdybyś to zrobiła, to i tak Mark by cię złapał – rzuciła kąśliwie Soph, za co dostała po głowie.
-Czepiacie się mnie, bo nie potraficie sobie poradzić ze swoimi problemami. Sophie, nadal nie pojmuję twoich kłótni z Jamesem. Wszyscy widzą to, że do siebie pasujecie. Dlaczego nie jesteście parą?
-A kto ci powiedział, Zo, że ja w ogóle jestem w nim zakochana? Sama tego nie wiem. Ale proszę Was, nie zaczynajmy tego tematu, bo dopiero co udało mi się przestać o tym myśleć.
-Mam pomysł! – pisnęła Rose. – Widzicie kto siedzi po drugiej stronie jeziora? – ruda pokazała na dwóch chłopaków, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali.
-Przecież to Albus i Scorp! – Sophie wyszczerzyła zęby w uśmiechu – Mam nadzieję, że myślimy dokładnie o tym samym, bo ja swojego pomysłu tak łatwo nie porzucę. – zapowiedziała, po czym podniosła się, zacierając ręce.
-Ruszamy! – zakomenderowała Rose. Tak więc ruszyły we trzy nieco uprzykrzyć życie dwójki Ślizgonów.

James przez całe popołudnie nie miał co ze sobą zrobić. Chodził otępiały i przybity, do nikogo się nie odzywał. Kiedy wrócił do pokoju wspólnego, po prostu rozłożył się na fotelu i rzucał drobne zaklęcia na wszystko co leżało pod ręką.
-Życie bywa ciężkie. – usłyszał znajomy już sobie głos, który dobiegał od strony kominka. Należał do fioletowowłosej dziewczyny, która dzień wcześniej otworzyła mu przejście. Siedziała na kanapie i patrzyła na trzaskający ogień. Na jej piersi widniała błyszcząca odznaka prefekta. A więc to ona nim została…
-Tak, bywa. – powiedział niechętnie Potter, zakładając ręce za głowę.
-Niestety, często z naszej winy. – powiedziała i spojrzała na chłopaka znacząco. – Powinieneś o nią zawalczyć. Ona tego chce.
-Przecież mówiła mi...
-Powiedziałam, że ona tego chce a nie, że o tym wie. To dwie różne rzeczy. – przewróciła oczami, po czym zniknęła za drzwiami prowadzącymi do dormitoriów dziewcząt.

Lily leżała w szpitalnym łóżku, przewracając się z boku na bok. Nie mogła znieść tej bezczynności. Cały czas próbowała sobie przypomnieć, co takiego stało się poprzedniej nocy, ale nadaremno. Tak jakby jakaś czarna mgła ściśle opatuliła jej umysł, nie chcąc przepuścić choć smugi wspomnienia. Na szczęście po południu wpadli do niej Bryan z Giną. Grali właśnie w pokera, kiedy Bryan wypalił:
-Wiecie, że Scorpius Malfoy został nowym prefektem Ślizgonów?
-No i co? Niech sobie nim jest, mało mnie to obchodzi – wzruszyła ramionami Lily. – Teraz wszyscy gadają tylko o tych prefektach. Bla, bla.


-Niech będzie. Nie było tematu. – powiedział chłopak, aby udobruchać nieco rudowłosą.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział czwarty.

Pierwszą lekcją Jamesa okazało się zielarstwo, za którym szczególnie nie przepadał. Poza tym, był nadal przejęty wypadkiem Lily. Rozsądek podpowiadał mu, że nie ma się czym przejmować, bo przecież nie każdej osobie, która mdleje, dolega coś poważnego. Zasłabnąć można z wielu powodów. Jednak z drugiej strony, coś mówiło mu także, że to zdarzenie jest dość niepokojące. Myślał o nim przez całe zajęcia i nie udało mu się nic wydedukować. Nieco rozdrażniony tym faktem udał się na kolejną lekcję - zaklęcia, którą mieli zaraz obok Ślizgonów. Rzucił torbą o ścianę, a sam podszedł do grupki chłopaków ze Slytherinu, którzy dyskutowali o czymś ożywionymi głosami. Wśród nich stał także Albus. James złapał go od tyłu za szatę i zaciągnął pod ścianę.
-Stary co ty wyprawiasz? - rzucił zdenerwowany Albus, który właśnie został upokorzony przed kolegami, przez to, że jego bratu zachciało się prezentowania autorytetu.
-Byłeś u Lily? - zapytał, ignorując zadane mu pytanie.
-A niby po co? - odpowiedział mu pytaniem na pytanie.
-"Niby po co"? Al, co się z tobą dzieje? - wypalił zirytowany James. Zachowanie brata doprowadzało go do szału.
- Dobra, dobra, uspokój się. Zaglądałem. Przecież nic takiego jej nie jest, o co robisz aferę? - przewrócił oczami Albus. Jednak James nie wysłuchał go do końca i w połowie jego wypowiedzi odkręcił się i poszedł. Al wzruszył więc jedynie ramionami i wrócił do kolegów. Za to James nie zamierzał już wrócić na zajęcia. Zamaszystym ruchem wziął torbę i ruszył ukrytym przejściem na błonia.

Sophie po pierwszej lekcji miała w planie czas wolny, więc postanowiła odrobić pracę domową, którą zdążono już jej zadać. Poszła więc do pokoju wspólnego, rozsiadła się w jednym z foteli i rozłożyła na stoliczku zwój pergaminu. Zaczęła powoli wodzić piórem po papierze, zgrabnie formując kolejne literki. Nawet lubiła odrabiać prace domowe. Lubiła przyjeżdżać do Hogwartu. To było jej miejsce na ziemi.
Pisanie pochłonęło ją do tego stopnia, że nie zwróciła uwagi na upływający czas. Kiedy postawiła ostatnie słowo, zwinęła zwój i z satysfakcją schowała go do torby. Zerknęła na zegarek. Mało czasu! Zaraz zaczną się zaklęcia! Ruszyła więc biegiem ku drzwiom. Nie może się spóźnić już pierwszego dnia. Kiedy tylko przekroczyła próg drzwi, omal na kogoś nie wpadła. Tym kimś okazał się oczywiście James. Nawet nie podniosła na niego głowy. Nie musiała. Poczuła jego perfumy, a to automatycznie kazało jej gapić się we własne stopy. Delikatnie go wyminęła i jak najszybciej się oddaliła, idąc dziarskim krokiem do Sali zaklęć. Nie miała zamiaru z nim rozmawiać. Na razie nie.
Na lekcję zdążyła w samą porę, akurat wszyscy wchodzili do klasy. Usadowiła się blisko okna, tak, aby w miarę ciepłe jeszcze powietrze, nieco ją rozbudziło. Po napotkaniu Jamesa czuła się dziwnie zmęczona. Do tego monotonny głos profesora Widera i przyjemny zapach starych murów Hogwartu… Sophie poczuła jak jej powieki opadają.
Zobaczyła zatęchły domek stojący w lesie. Cały krajobraz spowity był mgłą. Ona sama stała na bosaka, pod stopami czuła bardzo realistyczną wilgoć leśnego podszycia. Kiedy spojrzała w górę, ujrzała jedynie ponure, masywne konary drzew, tworzące swojego rodzaju kopułę, nad wszystkim, co znajdowało się w lesie. Słyszała głośne pomrukiwania ropuch, gdzieniegdzie w krzakach widoczny był jakiś ruch. Wokół panowała istotnie niezdrowa atmosfera. W oddali widoczne było wielkie bagno, nad którym unosiły się opary.
Nagle zobaczyła TO. Poruszało się w dziwny sposób dookoła mułu. Było całe czarne, kształtem przypominało łysego, bardzo zgarbionego człowieka o długich, szczudlastych rękach i nogach. Sophie nigdy nie widziała czegoś podobnego. Nagle TO coś się zatrzymało. Dziewczyna widziała, jak powoli odkręca swoje oblicze w jej stronę. Kiedy zorientowała się że patrzy prosto na nią, chciała rzucić się do ucieczki. Opuścić ten las i nigdy do niego nie powrócić. Niestety, nie mogła choćby kiwnąć palcem. Jakby coś ją sparaliżowało. W jednej chwili postać zniknęła. Dziewczyna usłyszała jednak nad uchem obrzydliwy, tajemniczy szept, najprawdopodobniej w innym języku. Poczuła ogromny strach i napływ rozpaczy. Niemożność ruchu wcale nie dodawała jej otuchy.
Jednak raptownie wszystko zniknęło, a ona znalazła się jakby w samym środku trąby powietrznej, w której kręciła się niemiłosiernie. Czuła, jakby ktoś ciągnął ją za sobą za rękaw.
Zaraz, naprawdę ktoś ją ciągnął za szatę. Sophie nagle wyrwała się z transu i trzeźwo spojrzała na osobę, która ją uwolniła od nieprzyjemnych wizji. Okazał się nią chłopak o brązowych, nieco dłuższych włosach i bursztynowych oczach. Miał na sobie szatę z godłem Gryffindoru. Sophie kojarzyła go z zeszłorocznej imprezy Halloweenowej. Przyłączył się wtedy do ich paczki i w sumie całkiem nieźle spędzili razem czas. Nie wiedzieć czemu, więcej do nich nie podszedł.
-Dobrze, że się wreszcie obudziłaś – szepnął. – Dosiadłem się do ciebie, jak już spałaś, więc postanowiłem cię obudzić, żebyś uniknęła nieprzyjemności ze strony Widera.
-Dzięki. Szczególnie, że nasz kochany pan profesor, potrafi dawać bardzo wyszukane szlabany. – uśmiechnęła się lekko – Bardzo cię przepraszam, ale czy mógłbyś przypomnieć mi swoje imię?
-Chuck. – odpowiedział szczerząc się. – Weźmy się już za nasze zadanie. – dodał na koniec i rozpoczęli żmudne przygotowania do zaprezentowania rezultatów przed całą klasą.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                       Scorp wkroczył za Megan do pokoju profesora pewnym krokiem. Rozejrzał się trochę po wnętrzu, ponieważ zmieniło się w nim nieco, od jego ostatniej wizyty. Co prawda nadal panował tu ten sam ponury nastrój i wciąż dawało się wyczuć ten zatęchły smród, charakterystyczny dla lochów. Scorpius podszedł powoli do biurka nauczyciela, który swoją drogą nawet nie raczył na niego spojrzeć, tylko dalej notował coś na pergaminie. Młodego czarodzieja od pierwszej klasy denerwowało to, w jaki sposób opiekun odnosił się w stosunku do innych, nawet do podopiecznych. Oczywiście, zrozumiałe było to, że mógł nieprzychylnie zwracać się do wychowawców innych domów, ale dla własnych wychowanków? Chyba coś tu jest nie tak, jak powinno. Chłopak przewrócił oczami, po czym spojrzał z zażenowaniem na nauczyciela. 
Po pewnym czasie był już do tego stopnia wzburzony, że zaczął ze zniecierpliwieniem tupać nogą, o twardą podłogę, pokrytą jakimś starym dywanem. Po co w ogóle profesor go wzywał? O co chodziło? Nagle rozległ się znudzony głos pana Noxa:
-Proszę usiąść.
-Jakby nie można było wcześniej – mruknął Malfoy pod nosem.
-Proszę? – spytał profesor, który najwidoczniej go dosłyszał.
-Mówiłem: ładną mamy dziś pogodę, to wszystko. – skłamał blondyn z cieniem ironicznego uśmieszku na twarzy. Po chwili uniósł jedną z brwi ku górze. – A więc po co pan mnie wzywał?
-No tak. Panna Megan może już wyjść. – nauczyciel spojrzał na dziewczynę, która do tej pory bez słowa stała pod drzwiami. Kiedy usłyszała głos profesora wzdrygnęła się i skinęła delikatnie głową, po czym opuściła pomieszczenie. Nox włożył na swój, troszkę zbyt duży nos prostokątne okulary i spojrzał przenikliwym wzrokiem na ucznia. Scorpius już nie wytrzymywał, musiał się dowiedzieć, o co chodzi. Przez to głupie wyczekiwanie, zaczął się poważnie zastanawiać, czy nie stało się nic złego, bo zachowanie profesora budziło niemałe podejrzenia.